Nick Cave and the Bad Seeds - From Her to Eternity
- Kategoria: Rock
- Radomir Wasilewski
Po zakończeniu w 1983 roku działalności przez formację The Birthday Party, Nick Cave wraz z Mickiem Harveyem postanowili założyć kolejny zespół. Do złożenia jego nazwy wykorzystano pseudonim artystyczny szalonego Australijczyka i dodano nazwę jednej z EP-ek poprzedniej kapeli obu panów. Współpracę z nimi zadeklarowało kilku znanych wówczas w alternatywno-rockowych kręgach muzyków, z których najbardziej znany był działający w niemieckiej industrialnej formacji Einstürzende Neubauten gitarzysta Blixa Bargeld. On, a także basista Barry Adamson mieli na wiele lat stać się stałymi współpracownikami Cave'a w jego muzycznej krucjacie. Jej pierwszym efektem okazał się wydany w 1984 roku, debiutancki album formacji Nick Cave and the Bad Seeds o romantycznie brzmiącym tytule "From Her to Eternity". Choć w przyszłości romantyzm miał często gościć w twórczości Nicka Cave'a, to jednak na debiucie jest on jeszcze serwowany z dużym umiarem. Głównie z powodu obecności wściekłej i buntowniczej spuścizny dokonań The Birthday Party.
Tę płytę można spokojnie nazwać pomostem między poprzednim a nowym wcieleniem dokonań australijskich muzyków. Z muzyką The Birthday Party najmocniej kojarzy się brud i szorstkość poszczególnych utworów, mających w sobie mnóstwo punkrockowego i alternatywnego ducha. Do tego dodać trzeba sporą dawkę agresji, żywsze tempo i hałaśliwą oprawę dźwiękową, w której pojawia się rzężące brzmienie gitary, chaotyczne aranżacje oraz połamana rytmika perkusyjna. Jest to ciągle muzyka dość prosta technicznie bez popisów solowych, często oparta na monotonnym zapętlaniu na dłużej tych samych motywów z okazjonalnymi jedynie urozmaiceniami. Choć w przyszłości Nick Cave stanie się mistrzem takiego grania, tutaj jeszcze sporo mu brakuje do doskonałości, a miejscami pojawia się też nuda i monotonia. Kolejnym nawiązaniem do dokonań The Birthday Party jest wokal lidera formacji, który ciągle jeszcze jest pełen agresji i wściekłości w postaci emocjonalnych krzyków czy zwierzęcego szczekania. Na tej płycie nie ma też co oczekiwać przesadnej doskonałości brzmieniowej, bo Australijczycy stawiają wyraźnie na surowość i niechlujstwo, podanej jednak w dość czytelnej i pełnej przestrzeni formule. Jest to w dużym stopniu zasługą głównego realizatora dźwięku w osobie słynnego Flooda, który potrafił w latach osiemdziesiątych połączyć surową rockową produkcję z ówczesnymi nowinkami brzmieniowymi. Dzięki temu udało mu się wytworzyć bardzo mroczny, a miejscami chory klimat całości, najmocniej w całej twórczości Nicka sięgający do szalonych aspektów ludzkiej duszy.
Pierwszy album Nick Cave and the Bad Seeds przynosi jednocześnie wiele nowych elementów, które w kolejnych latach zdominują twórczość Nicka Cave'a. Przede wszystkim znaczne postawienie na przestrzeń, wyciszenie i klimat, występujące w całkiem pokaźnej ilości. Wprawdzie tylko w "In The Ghetto" połączono je z klasycznym dla Nicka romantycznym liryzmem i nostalgicznością, ale w innych kompozycjach także da się odczuć ascetyczną, nastrojową atmosferę, będącą w opozycji do gęstego hałasowania, jakie tworzyło The Birthday Party. Do tego poszerzono spektrum instrumentów, składające się już nie tylko z gitar, basu i perkusji, ale także pewnej dawki klawiszy głównie w postaci używanego przez Nicka fortepianu czy takich instrumentów, jak harmonijka ustna i wibrafon. To nadało muzyce The Bad Seeds dużo szersze gatunkowo spektrum, sięgające również do elementów folkowych, bluesowych czy gotyckich. Rozmach można też odnaleźć w doborze repertuaru, w którym pojawiły się aż dwa utwory z repertuaru innych wykonawców. A są to giganci korzennego rocka w osobach Leonarda Cohena i Elvisa Presleya. Nie da się też nie zauważyć większych gabarytów poszczególnych utworów, w najdłuższym przypadku osiągających prawie 10 minut. Niestety nie zawsze idzie to w parze z ciekawymi pomysłami, zwłaszcza, że nie zadbano o czytelną formułę poszczególnych piosenek. Nick Cave początkowo pisał głównie kompozycje otwarte, zawierające spore dawki jammowania. Wprawdzie można w nich odnaleźć jakieś schematy zwrotkowo-refrenowe, jednak nie tak wyraziste i zapadające w pamięć, jak w kolejnych latach. Na koniec należy wspomnieć o najbardziej istotnej dla wszystkich fanów zmianie czyli o pojawieniu się w głosie lidera dużej dawki melodyjnych, niskich, często deklamowanych partii. Staną się one głównym atutem jego wydawnictw oraz obiektem kultu ze strony fanów, a przede wszystkim fanek.
Otwarcie albumu jest bardzo nietypowe, bo stanowi je klasyk "Avalanche" z repertuaru Leonarda Cohena, pochodzący z jego trzeciej, kultowej płyty "Songs of Love And Hate". To wejście w stylu filmów Hitchcocka, bo tak psychopatycznej, mrocznej i chorej wersji tego utworu z drapieżnie deklamującym poszczególne frazy Nickiem i okazjonalnie narastającym muzycznym tłem, nikt inny nie stworzył i jest raczej mało prawdopodobne, by takowa powstała. Pod względem paranoicznego nastroju ten utwór może się równać z najbardziej chorymi kompozycjami zespołów black metalowych i pewnie z większością wygrałby pojedynek. Ponura, ale już bardziej dynamiczna odsłona twórczości The Bad Seeds jest prezentowana we wściekłym, ciekawie zaaranżowanym i ciągnącym się w nieskończoność "Cabin Fever!", który najmocniej z całej płyty przypomina dokonania The Birthday Party. W przeciwieństwie do "Well of Misery", gdzie postawiono na monotonnie wystukiwany na jakiś puszkach rytm, ascetyczne, zbasowane tło i zaskakująco melodyjny, chóralny śpiew a kompozycję spuentowano krótką solówką Nicka zagraną na harmonijce ustnej. Do niepokoju i chorej atmosfery muzycy wracają w energetycznej kompozycji tytułowej, w której można odnaleźć zarówno porcję rewelacyjnego, pełnego emocji śpiewu, gotyckie tło klawiszy jak i niesamowite, agresywne wstawki przesterowanych gitar, które doskonale by się sprawdziły w repertuarze zespołów rockowo-industrialnych, takich jak Nine Inch Nails czy Ministry. Pominięty w pierwszych wydaniach płyty cover Elvisa Presleya "In the Ghetto" to pierwsza zapowiedź przyszłej, nastrojowej twórczości Nicka - kompozycja w zasadzie balladowa, z delikatnym brzmieniem nieprzesterowanych gitar, mrocznym podkładem klawiszy i przede wszystkim rewelacyjnym, melodyjnym śpiewem, który w latach dziewięćdziesiątych stanie się normą w twórczości Cave’a. Podobnie leniwy nastrój panuje w krótkim i nie do końca wykorzystującym swój potencjał "The Moon is in the Gutter", który zawiera też mnóstwo bluesowych naleciałości, mocniej rozwiniętych na kolejnym albumie formacji. Do dynamicznego, niepokojącego grania, opartego na monotonnym, transowym rytmie, wyrazistym basowym podkładzie i okazjonalnych skokach napięcia muzycy wracają w "Saint Huck", jednym z najlepszych wczesnych dokonań zespołu mimo bardzo obfitego czasu trwania kompozycji. Niestety ostatnie dwa utwory - bluesowy, mantrujący i okazjonalnie zyskujący na mocy "Wings Off Flies" oraz długi, klimatyczny "A Box For Black Paul" odrobinę rozczarowują, przede wszystkim zbytnią monotonią motywów, ich za dużą ascetycznością, nie pasującymi do reszty topornymi uderzeniami Micka Harveya w perkusję oraz ciągotami wokalisty w kierunku bezproduktywnego jammowania. Przez to niestety obniżają one poziom jakościowy tego całościowo niezłego wydawnictwa.
"From Her to Eternity" jest albumem wywołującym dość mieszane odczucia wśród fanów twórczości Nicka Cave'a. Dla jednych jest to doskonałe rozpoczęcie serii świetnych wydawnictw i jedno z najciekawszych dokonań Australijczyka. Dla innych - pozycja jeszcze nie do końca dopracowana i przegrywająca konfrontację z kolejnymi albumami. Osobiście należę do tej drugiej grupy, która mimo docenienia potencjału debiutu a także genialności takich kompozycji jak "Avalanche", utwór tytułowy, "In The Ghetto" czy "Saint Huck", jednocześnie dostrzega sporą nierówność tego wydawnictwa i kilka niedopracowanych kompozycji, którym daleko do doskonałości. Nie da się też nie zauważyć, że pod względem wypełnienia muzycznego tła oraz wplatania do niego niesamowitych smaczków Nickowi w 1984 roku było jeszcze daleko do poziomu, jaki miał osiągnąć kilka lat później. Stąd też nie polecam tego wydawnictwa osobom, które z twórczością The Bad Seeds jeszcze nie miały do czynienia. Droga przez debiutancki album może się okazać zbyt wyboista, a poobijane części ciała niekoniecznie zyskają ochotę na poznawanie reszty zespołowej dyskografii. Z kolei dla kogoś, kto już zna pozostałą twórczość Pana Cave'a, "From Her to Eternity" będzie doskonałym jej uzupełnieniem oraz świadectwem, jak wyglądała twórczość formacji w mocno nasączonych punk rockiem, pierwszych latach istnienia zespołu.
Artysta: Nick Cave and the Bad Seeds
Tytuł: From Her To Eternity
Wytwórnia: Mute
Rok wydania: 1984
Gatunek: Rock Alternatywny, Post Punk
Czas trwania: 43:22
Ocena muzyki
Komentarze