Baroness - Gold & Grey
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Nie ukrywam, że "Gold & Grey" znajdował się w mojej ścisłej czołówce najbardziej oczekiwanych tegorocznych premier. Wielki entuzjazm co jakiś czas próbowały ostudzić kolejne albumowe zapowiedzi. "Borderlines" za pierwszym razem nie przesłuchałem do końca. Utwór podszedł mi dopiero po kilkudziesięciu próbach. Z "Seasons" było lepiej, chociaż nie mogę powiedzieć, żeby mnie porwał. Z trójki przedstawionej przed premierą najlepiej wypadł "Throw Me An Anchor". Jest to o tyle dziwne, że kawałek ten jest najbardziej banalny i oklepany. Jednak, z drugiej strony, najmocniej przypomina starą odsłonę Baroness - tę którą znam i lubię. W przypadku całej trójki w oczy (a właściwie uszy) rzucała się jedna rzecz - produkcja. Słuchając zapowiedzi, słabszą jakość brzmienia zrzuciłem oczywiście na to, że były one dostępne na YouTubie i w muzycznych serwisach streamingowych. Okazało się, że niesłusznie bo cały "Gold & Grey" tak brzmi - dziwnie, ciasno, klaustrofobicznie. Nie wiem czy taki był zamysł Baizleya i spółki, ale najnowszy krążek Baroness z miejsca zasiada na tronie z napisem "najgorsza produkcja". Nie jest to poziom "Death Magnetic" Metalliki, ale przytłumienie i ubicie klarowności momentami męczy.
Przejdźmy jednak do muzyki. Już raz w historii zespół pokusił się o wydanie dwóch kolorów za jednym razem. "Yellow & Green" przyniósł prawie 75 minut muzyki podzielonej na dwie płyty z łącznie 18 utworami. "Gold & Grey" zamyka się w okolicach godziny, w 17 utworach "upchniętych" na jednym krążku. Czy to nie za dużo? Jeszcze niedawno powiedziałbym, że w przypadku Baroness nie, ale już po pierwszym przesłuchaniu słychać, że coś w tym jest... Nowy album cierpi na nadmiar bogactwa. Sytuację ciężko nawet nazwać bogactwem, bo obok prawdziwych perełek i rzeczy naprawdę solidnych znajdują się tu momenty zupełnie niepotrzebne. Album zaczyna się bardzo zacnie. "Front Toward Enemy" to jeden z najlepszych utworów, jakie zespół stworzył w tym dziesięcioleciu. I nawet mimo tej nieszczęsnej produkcji, słychać wesoło brzmiący bas, czyli dowód na to, że Gina Gleason doskonale czuje się w Baroness i wnosi wiele do zespołu. Drugi na trackliście "I'm Already Gone" to dość drastyczne przykręcenie dynamiki i ciężaru. Utwór nie robi takiego wrażenia, jak otwarcie, ale po kilku przesłuchaniach wpada w ucho. Pierwszą trójkę zamyka "Seasons" z momentami, w których perkusja opiera się o black/death metal.
"Sevens" to instrumentalna, spokojna miniatura, która wprowadza słuchacza w spokojny klimat "Tourniquet" czyli jednego z najdłuższych i najciekawszych momentów wydawnictwa. Mamy tutaj do czynienia z kilkoma wątkami, a całość budową przypomina "Chlorine And Wine" z poprzedniego albumu. "Anchor's Lament" to swego rodzaju intro do "Throw Me An Anchor". "I'd Do Anything" to jeden z najspokojniejszych punktów albumu zawierających wokal. Wzbudza mieszane uczucia - z jednej strony słucha się go przyjemnie, z drugiej natomiast ociera się o banał. "Blankets Of Ash" jest kolejnym wstępem. Tym razem do "Emmett - Radiating Light" - akustycznego, najspokojniejszego momentu albumu. Delikatny klimat podtrzymuje początek "Cold-Blooded Angels", który tempo podkręca dopiero w drugiej połowie i od razu wywołuje uśmiech na twarzy słuchacza. "Crooked Mile" stanowi intro do jednego z cichych bohaterów "Gold & Grey" czyli "Broken Halo". Utwór ten, obok "Front Toward Enemy", stanowi najjaśniejszy moment nowego albumu. Po "Broken Halo" umieszczono jeszcze cztery utwory, z czego tylko "Borderlines" jest jeszcze w stanie poruszyć słuchacza. Słuchając takich kawałków, jak "Can Obscura" czy też "Assault On East Falls", można dojść do wniosku, że nie tylko produkcja albumu została skopana. Oba numery trwają łącznie ponad cztery minuty i jest to czas zwyczajnie zmarnowany. Pełnoprawny "Pale Sun" również nie porywa.
W tym momencie można pobawić się w matematyka. "Gold & Grey" zawiera 6 przerywników muzycznych trwających łącznie około 10 minut. Żaden z nich nie wnosi niczego ciekawego na krążek i tak, jak początkowe nie nużą, tak każdy kolejny coraz bardziej męczy. I tu pojawia się pytanie, czy konieczne było publikowanie takiej ilości materiału i kolorowanie albumu na szaro i złoto? Moim zdaniem nie. 17 utworów można było spokojnie zredukować do 10, ucinając tym samym ponad 10 minut czasu trwania. Wprowadzając te kosmetyczne poprawki, można było również uciąć jeden kolor. Wtedy otrzymalibyśmy kolejny genialny album Baroness. W obecnej formie "Gold & Grey", mimo wielu świetnych elementów, pozostawia pewien nieprzyjemny posmak. Jest on o tyle gorszy, że jest to podobno ostatnia część kolorowej historii. Jak zwykle cieszy jednak to, że album już na starcie dostał dodatkowe punkty za piękną oprawę graficzną.
Artysta: Baroness
Tytuł: Gold & Grey
Wytwórnia: Abraxan Hymns
Rok wydania: 2019
Gatunek: Rock
Czas trwania: 60:29
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze