Poison Heart - Heart Of Black City
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Do pracy jeżdżę samochodem. Spędzam w nim co najmniej 40 minut dziennie przez 5 dni w tygodniu. Przez ostatnie kilkanaście dni towarzyszem moich przygód w korkach był zespół Poison Heart. "Heart Of Black City" jest trzecim pełnoprawnym albumem w dyskografii warszawskiej ekipy. Przyznam, że do niedawna nie znałem twórczości tego zespołu. Nie wiedziałem nawet o jego istnieniu. Samo "Poison Heart" kojarzyło mi się mgliście z twórczością Ramones. Zupełnie nieznany album z miejsca stał się idealnym kandydatem do przeprowadzenia samochodowego eksperymentu. Jak wiadomo, muzyka w aucie służy raczej za tło do jazdy. Nie inaczej było i w tym przypadku. W tej konwencji "Heart Of Black City" sprawdził się idealnie.
Album jest niesamowicie dynamiczny, nośny i przebojowy. Mieszanka rocka z lżejszym punkiem zamknięta w niezbyt długich utworach świetnie sprawdza się w drodze, jednak w takiej odsłonie pojawia się pewien problem. To, co fajnie gra w aucie, niekoniecznie pozostaje w głowie. Poison Heart ma jednak w sobie "to coś", co sprawia, że poza autem mamy również ochotę sięgnąć po "Heart Of Black City". Może się to wydawać dziwne, bo ostatnie co można powiedzieć o muzyce Warszawiaków to to, że jest świeża i odkrywcza. Wszystko to słyszeliśmy już dziesiątki razy - w różnych odsłonach, różnych tempach i brzmieniach. Najnowszy album zespołu jest zatem do bólu odtwórczy i oczywisty. Nie przeszkadza to jednak czerpać przyjemność z jego słuchania. Zadanie jest o tyle łatwe, że album przynosi 10 niezbyt długich utworów, które poza autem zdecydowanie łatwiej zapadają w pamięć i są po prostu dobre. Na tyle dobre, że ta wtórność i powtarzalność przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Album całkiem udanie otwiera "Big City", który w Internecie jest dostępny już od ładnych paru miesięcy. Słowo "całkiem" nie zostało tu użyte przypadkowo - "Heart Of Black City" rozkręca się z każdym kolejnym utworem. Już drugi w spisie "Your Generation" ma bardzo duży potencjał przebojowy. Dalej jest jeszcze ciekawiej. "Prince Of Scums" intryguje nietypowym, długim wstępem, świetnym riffem i wpadającym w ucho refrenem. Jest to najdłuższy utwór na krążku, a i tak nie przekracza nawet 4 minut. Świetnie brzmią również "Bittersweetness", "White Shoes", "Away", jak i pozostałe utwory z krążka. W czasie słuchania tego albumu towarzyszy mi dziwne, ale bardzo przyjemne uczucie, bo mimo że wiem, że wszystko to słyszałem już dziesiątki razy, to w ogóle mi to nie przeszkadza.
Poison Heart jest żywym dowodem na to, że po kilkudziesięciu latach istnienia rocka można jeszcze nagrać prostą, gitarową płytę, której zwyczajnie chce się słuchać. W podsumowaniach rocznych raczej "Heart Of Black City" nie zobaczymy, ale nie powinno to przeszkodzić w czerpaniu frajdy z tych 30 minut spędzonych z dziełem Warszawiaków.
Artysta: Poison Heart
Tytuł: Heart Of Black City
Wytwórnia: Creative Mofo
Rok wydania: 2018
Gatunek: Rock, Punk
Czas trwania: 31:34
Ocena muzyki
Ocena wydania
-
budyhnio
Odpaliłem i po trzech utworach spasowałem. Na moje ucho, zwykła łupanka. Takich zespołów są setki grających po garażach. Dodatkowo akcent wokalisty to już jest przegięcie - czwarta klasa szkoły podstawowej. Serio nie kumam po co ktoś kaleczy angielski zamiast śpiewać po polsku.
1 Lubię
Komentarze (1)