The Black Keys - Turn Blue
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Długo nie mogłem się przekonać do nowego albumu Keysów. Dlaczego? Otóż swoją przygodę z zespołem zacząłem od "El Camino", a "Turn Blue" jest do niego tak podobny, jak nasi kopacze nożni do reprezentacji grających w finałach mistrzostw świata. Jedna i druga załoga wychodzi na boisko w składzie jedenastu graczy i chyba na tym podobieństwa się kończą. Po przebojowym poprzednim albumie ciężko było się przestawić na rzecz totalnie odmienną. Po pierwszym przesłuchaniu odłożyłem album w kąt i zabrałem się za inne premierowe wydawnictwa. Po pewnym czasie wypadało dać szansę kapeli, która jeszcze nie tak dawno zachwyciła mnie i uzależniła na wiele tygodni. W ten sposób każdy kolejny kontakt z "Turn Blue" zmieniał moje zdanie o nim. Album diametralnie różni się od poprzednika, ale nie można powiedzieć, że jest gorszy. Nie ocieka przebojowością, jest za to o wiele bogatszy instrumentalnie, bardziej przestrzenny i emocjonalny. Klimat znany z "El Camino" czuć tu chyba tylko w zamykającym całość "Gotta Get Away". Utwór ten błyskawicznie wpada w ucho i za nic w świecie nie chce z niego wylecieć.
Na plus działa umiejscowienie tego kawałka na samym końcu. Po takiej dawce pozytywnego grania aż chce się ponownie wcisnąć play. Jednak na drodze do ponownego odsłuchania "Gotta Get Away" stoi nam 10 innych utworów. Wśród nich warto wyróżnić otwierający album "Weight Of Love". Instrumentalny początek przypomina mi soundtracki z filmów Tarantino. Utwór trwa prawie 7 minut i już na starcie krążka daje słuchaczowi sygnał, że to z pewnością nie będzie "El Camino". Na kilometr czuć tu amerykańską scenę muzyczną sprzed kilkudziesięciu lat.
I to jest kolejnym ogromnym plusem tego albumu. Słuchając "In Time" czujemy się jakbyśmy nie byli tu i teraz, ale 40-50 lat temu w Stanach. Sam kawałek również nie pozostawia słuchacza obojętnym. Tego samego niestety nie można powiedzieć o promującym album "Fever". W momencie jego premiery zapaliło mi się pierwsze żółte światełko. Jest to chyba najgorszy singiel w historii The Black Keys - takie to jakieś jałowe, prostackie i banalne. Na szczęście inne kawałki rekompensują ten lekki wypadek przy pracy. Ciekawie wypada surowy i oszczędny "It’s Up To You Now" oraz jego totalne zaprzeczenie - "10 Lovers". Bogactwem muzycznym ocieka również "In Our Prime".
Bogactwo wypełniające cały "Turn Blue" sprawia, że mimo początkowej niechęci i rozczarowania, bez problemu można się przekonać do tego albumu. Radiowych i klubowych hitów tu nie uświadczymy, ale w zamian za to dostajemy muzykę bardziej emocjonalną, sentymentalną i melancholijną. A że nie można ciągle grać na jedno kopyto, to chyba dobrze, prawda?
Artysta: The Black Keys
Tytuł: Turn Blue
Wytwórnia: Nonesuch
Rok wydania: 2014
Gatunek: Rock
Czas trwania: 45:09
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze