Kill Devil Hill - Revolution Rise
- Kategoria: Metal
- Mariusz Szczepaniak
Kill Devil Hill to założony w 2011 roku zespół, w którego składzie znaleźli się między innymi były perkusista Black Sabbath i Dio, Vinny Appice, oraz były basista Pantery i Down, Rex Brown. Ich debiutancki album, zatytułowany po prostu "Kill Devil Hill", ukazał się na początku ubiegłego roku. Wydawnictwo przyniosło sporą dawkę solidnego metalu. Stylistycznie bliskiego twórczości Down, ale z domieszką stylu Alice In Chains. Niestety, na longplayu brakowało zapamiętywalnych riffów i solówek. Również pod względem wokalnym było bardzo przeciętnie. I trudno się temu dziwić - ani gitarzysta Mark Zavon, ani wokalista Jason Bragg, nie mogą pochwalić się równie spektakularnymi dokonaniami, co ich koledzy z sekcji rytmicznej. Szybko zapomniałem o tym albumie i całym zespole. Muzycy postanowili jednak przypomnieć o sobie, wydając drugi longplay - "Revolution Rise". Dwa pierwsze utwory - "No Way Out" i "Crown of Thorns" - spokojnie mogłyby być nagrane przez Down. Bragg aż za bardzo próbuje naśladować sposób śpiewania Phila Anselmo. Instrumentaliści też nie starają się pokazać swojej indywidualności. Kolejne dwa kawałki, "Leave It All Behind" i "Why", mają bardziej komercyjny charakter.
Brakuje im jednak dobrych melodii, przez co po prostu męczą. "Wake Up the Dead" wyróżnia się wolnym tempem i ciężkim brzmieniem - zapewne nawiązanie do Black Sabbath, ale kawałkowi bliżej do najmocniejszych utworów Alice In Chains. Zwłaszcza pod względem wokalnym. W tym momencie można mieć już dosyć Kill Devil Hill za kompletny brak oryginalności. Ale następny na trackliście "Long Way from Home" zaciera nieco złe wrażenie. Utwór pozornie balladowy, ale z mocną grą Appice'a. W końcu też Zavon zabłysnął zgrabną solówką. Oczywiście, kawałek nie jest żadnym dotknięciem geniuszu, ale słucha się go przyjemnie. Zwłaszcza po poprzednich utworach.
Co ciekawe, dalej album robi się zdecydowanie ciekawszy. Intensywny, mocny "Where Angels Dare to Roam" z chwytliwym refrenem. Intrygujący "Stained Glass Sadness", z ciekawą rytmiką i nietypowymi melodiami dla muzyki metalowej. Albo po prostu melodyjne "Endless Static" i "Stealing Days". Wszystkie te utwory naprawdę mogą się podobać. Dziwne, że zespół nie umieścił ich na początku longplaya. Zupełnie jakby najpierw chcieli do siebie zniechęcić, udawać że potrafią tylko kopiować innych, a dopiero potem pokazać na co naprawdę ich stać. A stać ich na wiele, co udowadniają w finałowym "Life Goes On". Trochę tu Down, trochę Black Sabbath, odrobina Alice In Chains - esencja tego, co najlepsze u tych grup. Na tej samej ścieżce znalazł się jeszcze jeden, ukryty utwór. Bardzo zaskakujący, delikatny, oparty głównie na akompaniamencie fortepianu.
Wydawanie nowych albumów co rok nie jest obecnie w modzie. Normą są kilkuletnie przerwy. Muzycy Kill Devil Hill spokojnie mogli trochę poczekać z premierą "Revolution Rise". Może przez ten czas udałoby im się stworzyć więcej ciekawych utworów. Bo chociaż longplay ma udane fragmenty, to jako całość nie zachęca, by do niego wracać.
Artysta: Kill Devil Hill
Tytuł: Revolution Rise
Wytwórnia: Century Media Records
Rok wydania: 2013
Gatunek: Metal
Czas trwania: 55:54
Ocena muzyki
Komentarze