Mastodon - Hushed and Grim
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Od premiery "Crack The Sky", czyli ostatniego albumu Mastodona, który lubię bezgranicznie, minęło już dwanaście lat. I mimo że później średnio po drodze było mi z wizją twórczości zespołu, to i tak przed premierą każdego kolejnego albumu przebierałem nogami i budziłem się krótko po północy, aby od razu po udostępnieniu posłuchać efektu prac muzyków, którzy stworzyli takie kolosy jak "Remission" i "Leviathan". Nie inaczej było i tym razem, ale zanim to nastąpiło mieliśmy do czynienia z całkiem fajną akcją w mediach społecznościowych, gdzie fani zespołu mogli wyłapać fragmenty okładki, które można było później zlepić w jedną całość - swoją drogą bardzo ładną i ponownie zaprojektowaną przez wieloletniego współpracownika grupy, Paula Romano.
Później wydano przedpremierowe utwory. "Pushing The Tides" mógł wzbudzić zdecydowanie szybsze bicie serca wśród fanów liczących na powrót do korzeni. Utwór jest ciężki i szybki. Znalazło się tutaj również sporo miejsca na kombinowanie, połamaną rytmikę oraz efektowne popisy perkusyjne, których deficyt można było odczuć na poprzednich wydawnictwach. Na ziemię brutalnie sprowadził słuchaczy "Teardrinker", który wyraźnie sygnalizował, że na powrót do czasów debiutu raczej nie mamy co liczyć. Utwór ten ma jednak w sobie pewnego rodzaju przebojowość i sporo jego fragmentów wpada w ucho, zatem można było się z tym pogodzić. Ostatnią zapowiedzią był "Sickle And Peace", który wyraźnie nawiązuje do czasów "Crack The Skye". Można zatem powiedzieć, że przed premierą trudno było zbudować sobie obraz nadchodzącego "Hushed and Grim", ponieważ każda z trzech zapowiedzi była z innej parafii. Jedyne, co było pewne, to to, że nowe wydawnictwo przyniesie słuchaczom aż 15 utworów o łącznym czasie trwania przekraczającym 86 minut oraz to, że wydawnictwo będzie bardzo osobiste i najbardziej ambitne od czasów "Crack The Skye". Co zatem wyszło z tych zapowiedzi?
Zazwyczaj budząc się po północy w celu przesłuchania premierowych nagrań, nie mam problemu z przesłuchaniem całego albumu oraz zbudowaniem pierwszej opinii na jego temat. W przypadku "Hushed and Grim" odpadłem w okolicach piątego utworu. Zmęczenie? Możliwe. Zatem z samego rana zrobiłem powtórkę i ponownie miałem ochotę "odpaść" w okolicach dwudziestej minuty czasu trwania. O co zatem chodzi? W czym jest problem? Otóż w tym, że "Hushed and Grim" jest zwyczajnie nudny i jałowy. Często zdarza się, że zespoły jako single wypuszczają utwory niekoniecznie najlepsze i dające obraz tego, co czeka nas na krążku. Niestety Mastodon przed premierą wytoczył prawie najcięższe działa. Dalej jest, niestety, tylko gorzej.
Otwarcie albumu wcale nie zwiastuje nadchodzącego dramatu. "Pain With An Anchor" z pewnością szczytem możliwości muzyków Mastodon nie jest, ale odnajdziemy tu sporo fajnych fragmentów, ciężaru, świetnej perkusji oraz nawiązań do wcześniejszej twórczości. Podobnie jest w ciekawym "The Crux", po którym następuje singlowy "Sickle And Peace". Ale już kolejny "More That I Could Chew", mimo że nie pozbawiony ciężaru i ciekawych momentów, zawiera sporo dłużyzn. Później jest już słabiej. "The Beast" ciągnie się niemiłosiernie, a "Skeleton Of Splendor" pozbawiony jest jakiegokolwiek polotu. Tuż po tych dwóch utworach wracamy do przedpremierowych zapowiedzi, licząc na to, że mieliśmy do czynienia z niewielkim wypadkiem przy pracy. Niestety nie... "Peace And Tranquility" rozpoczyna się fajnie, nawiązując mocno do "Blood Mountain". Niestety po kilkudziesięciu sekundach utwór gwałtownie hamuje i do końca nie dzieje się w nim praktycznie nic. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że i tak wypada on o niebo lepiej niż następujące po nim "Dagger" i "Had It All". Sytuację zdaje się ratować "Savage Lands", ponownie wyraźnie nawiązujący do "Blood Mountain". Niestety po nim mamy już tylko trzy utwory i ponad 20 minut marazmu.
Może i "Hushed and Grim" jest albumem najbardziej osobistym pod względem tekstowym, ale jednocześnie najnudniejszym pod kątem muzycznym. Instrumentalnie jest on pozbawiony jakiejkolwiek dynamiki, finezji i choćby odrobiny szaleństwa. Dodatkowo gdzieś po drodze zgubił się cały muzyczny warsztat, ponieważ technicznie również nie znajdziemy tu fajerwerków, na które przecież stać muzyków Mastodona, o czym wielokrotnie nas przekonali. Słuchając takich potworków jak "Gobblers Of Dregs", "Dagger", "Had It All" czy "Gigantium", mamy wrażenie obcowania z zespołem wyraźnie zmęczonym i nie mającym pomysłu na swoją muzykę. Jest to o tyle dziwne, że spośród artystów obracających się w podobnych rejonach sludge metalu to właśnie ekipa Mastodon dysponowała najlepszym warsztatem. Niestety na "Hushed and Grim" w ogóle tego nie słychać. Dominują tu monotonia i wyraźny brak polotu. Sporo spośród 15 utworów ciągnie się w jednostajnym, usypiającym tempie bez jakichkolwiek urozmaiceń. Odnajdziemy tu sporo elementów podobnych do innych przedstawicieli sceny sludge. "Had It All" muzycznie przypomina Baroness, jednak w ekipie Baizleya takie utwory były zazwyczaj przerywnikiem, pauzą w różnorodnej, zdecydowanie żywszej całości. Na "Hushed and Grim" są zdecydowanie inne proporcje.
Na niekorzyść wydawnictwa działa bardzo mocno czas jego trwania. Prawie 1,5 godziny rozciągniętego pop prog rocka niezbyt wysokich lotów to zdecydowanie za dużo nawet dla fanów zespołu. Ciekawe jak Mastodon wyobraża sobie promowanie albumu na koncertach. Przyznam, że po trzech ostatnich albumach ekipy z Atlanty nie miałem wygórowanych oczekiwań, ale zespół i tak mnie zaskoczył, nagrywając materiał pozbawiony praktycznie wszystkiego, za co można było lubić poprzednie wydawnictwa. I zrobił to w tak spektakularny sposób, że anulowałem pre-order. Mam szczęście, że było to możliwe z powodu opóźnienia w wysyłce. Zawsze to 65 zł w kieszeni, które można przeznaczyć na inną, wartą uwagi premierę.
Artysta: Mastodon
Tytuł: Hushed and Grim
Wytwórnia: Reprise
Rok wydania: 2021
Gatunek: Prog Rock, Prog Metal
Czas trwania: 86:17
Ocena muzyki
Komentarze (1)