Closterkeller - Aurum
- Kategoria: Rock
- Radomir Wasilewski
Na następcę mrocznego "Nero" Anja Orthodox z koleżeństwem kazała czekać swoim fanom aż sześć długich lat. Nie był to okres wyciszenia i lenistwa, bo klasycy polskiego rocka gotyckiego w tym czasie intensywnie udzielali się koncertowo, między innymi od 2005 roku inaugurując coroczną, jesienną trasę Abracadabra Gothic Tour, na której w towarzystwie różnorodnych gości odwiedzali największe polskie miasta, prezentując tworzone na potrzeby kolejnej płyty utwory. W drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku doszło też do kolejnych przetasowań w składzie Closterkellera. Marcina "Freddiego" Mentela zastapił bardzo utalentowany gitarzysta Mariusz Kumala, prywatnie kolejny partner, a później mąż Anji. Co ciekawe, jako basista powrócił Krzystof Najman, z którym wcześniej liderka zakończyła małżeństwo. Z kolei perkusistę Gerarda Klawe zastąpił znany z klimatycznych zespołów metalowych Carnal i Neolithic Janusz Jastrzębowski. W tym zestawieniu przystąpiono do nagrania ósmej płyty, którą wydano w 2009 roku, po raz kolejny - choć nie tak bardzo jak we wcześniejszych latach - zaskakując fanów.
"Aurum" w swoim tytule odnosi się do złota, a więc barwy mającej jednoznacznie pozytywne i ciepłe konotacje. I w takiej też tonacji nastrojowej została utrzymana ta płyta, będąca najbardziej pogodnym krążkiem zespołu od czasów "Scarlet" i jednym z najmniej mrocznych w całej dyskografii. Oczywiście to nie oznacza, że na ma tu kawałków ponurych, smutnych czy nostalgicznych, ale w muzyce Closterkellera jest tym razem dużo więcej dystansu, za to mniej patosu i głębokich emocji w porównaniu choćby do wcześniejszego "Nero". Jest to przede wszystkim zasługą wkładu kompozytorskiego nowego gitarzysty, który swoimi umiejętnościami solowymi i melodycznymi przyćmiewa wszystkich poprzedników. A przy okazji, będąc fanem rocka progresywnego, przemycił do twórczości Closterkellera kilka elementów tego gatunku. I stąd zarówno w spokojnych partiach gitar, zwiewnych, melodyjnych solówkach, jak i sporej ilości fragmentów czysto instrumentalnych można odnaleźć wyraźne echa twórczości Marillion (z okresu albumów "Clutching At Straws" i "Seasons End"), a także młodszych grup pokroju Porcupine Tree czy zdobywającego w tamtych czasach coraz większą sławę Riverside. Częstsze popisy gitar sprawiły, że panoramiczne, wielobarwne i tym jaśniejsze klawisze Michała Rollingera znalazły się trochę z tyłu, tworząc bardzo ciekawe i jedynie od czasu do czasu wychodzące na pierwszy plan tło. Co ciekawe, mimo dominacji gitar, "Aurum" jest lżejsze i bardziej rockowe od "Nero". Ciężkie, metalowe riffy zdominowały zaledwie kilka kompozycji, a w innych są urozmaiceniem pojawiającym się przede wszystkim w zakończeniach, co również ma progresywny posmak bliski choćby nowszej twórczości Anathemy. W odstawkę poszła elektronika i alternatywne, odjechane ozdobniki, które są zaledwie smaczkiem w żadnym razie nie decydującym o charakterze utworów. Jaśniejszy odcień utworów Closterkeller sprawił, że także Anja Orthodox rzadko używa niskiej, mocnej barwy swego głosu i obok melodyjnej, ciepłej formuły zaskakująco często wchodzi w wysokie rejestry i falsety, co nie każdemu musi się podobać. Za to niewątpliwie płytę trzeba pochwalić za sferę produkcyjną, do której po raz pierwszy w historii nie sposób się przyczepić. Na "Aurum" profesjonalizm produkcyjny nadaje całości olbrzymią dawkę przestrzeni i selektywności, nie tracąc przy tym nic z naturalności i mocy, wyjątkowo odległych od współczesnego plastiku i sztuczności brzmieniowej.
Ukazujące się po bardzo długim okresie muzycznej ciszy "Aurum", w założeniu prawdopodobnie miało wynagrodzić fanom ten czas oczekiwania, co poskutkowało najdłuższą w historii płytą Closterkellera, trwającą ponad 76 minut. Ponieważ - tak, jak na poprzedniczce - muzyka jest jednolita, w większości trzymając się wolnych, leniwych i znacznych gabarytowo utworów bez gwałtownych zwrotów akcji, można momentami odczuwać znużenie i czuć się przytłoczonym. Szczególnie, że nie wszystkie utwory trzymają jednakowo wysoki poziom, a w kilku pojawiają się monotonne, niezbyt ciekawe dłużyzny. Początek jest jednak ciekawy. Otwierający całość melodyjny, przebojowy, od czasu do czasu zyskujący na mocy i metalowym ciężarze "Ogród Półcieni" to kompozycja, którą z miejsca można dodać do klasyki zespołowej twórczości. Następujący po niej tytułowy "Złoty" jest spokojniejszy, bardziej leniwy i mocno nostalgiczny, mieszcząc się na granicy stylistyki gotyckiej i progresywnej. Jego największą zaletą są długie instrumentalne pasaże i zwiewne solówki gitar, zaznaczone zwłaszcza w drugiej połowie. Zaskoczyć może "Nocarz", który jest wolnym, ciężkim, wyposażonym w wyraziste, piłujące riffy metalowym kawałkiem, noszącym piętno angielskich klasyków metalu klimatycznego z Paradise Lost i Anathemy. Ciężarnie, a przy tym trochę bardziej żwawo jest również w "Vendettcie", gdzie pojawiają się reminescencje ochrypłych, wokalnych eksperymentów Anji z "Nero". Ten dość agresywny, mechaniczny i wzbogacony elektroniką utwór rodzi skojarzenia z metalową odsłoną twórczości Rammstein czy Killing Joke. Dla odmiany "Na Nic To" jest klasycznym klosterkelerowym dołem, utrzymanym w leniwym rytmie, rozwijającym się od spokoju do metalowego ciężaru, z towarzyszącym całości emocjonalnym śpiewem Anji. Jego kompletnym przeciwieństwem jest promujący album pop-rockowy kawałek "12 Dni", w którym jest najwięcej pogodności i akceptacji otacząjącego świata, ale niestety też sporo współczesnej, radiowej miałkości muzycznej. Stonowanie z popowymi ornamentami towarzyszy też bardziej gotyckiemu i jednocześnie nijakiemu oraz trochę irytującemu wokalnie "Deja Vu", który spokojnie należałoby wyciąć z płyty. Dużym szokiem dla fanów mrocznego oblicza Closterkellera będzie wykorzystująca w refrenach dziecięce chórki "Nie Tylko Gra" - dynamiczny, wyluzowany, oparty na piłujących, ciężkich riffach utwór, opowiadający o szkodliwym wpływie gier komputerowych na psychikę młodego człowieka. Jeszcze więcej metalowego czadu i ciętości połączonych z mrocznymi plamami klawiszy, ponurym nastrojem i ciężką, połamaną rytmiką znalazło się w pierwszej połowie "Między Piekłem a Niebem". Dalej jednak muzyka wyraźnie się uspokaja niestety w towarzystwie zbyt monotonnego i lekko nużącego grania. Kolejne trzy utwory to Closterkeller w wersji najbardziej lubianej przez fanów, a więc spokojnej i emocjonalnej ze stonowanymi, klimatycznymi zwrotkami, żwawszymi, podniosłymi refrenami i konkretniejszym czadem w finałach. Każda z tych długich, rozbudowanych i idących wyraźnie w stronę progresji kompozycji robi wrażenie, jednak całościowo mogą przytłaczać. Tym bardziej, że jeszcze nie kończą albumu. Czyni to dopiero "Królewna z Czekolady" - lżejsza, dość żartobliwa i niestety ponownie rozwleczona parafraza "Ogrodu Półcieni". Podobnie, jak w przypadku "Deja Vu" i drugiej połowy "Między Piekłem a Niebem", ten element płyty najłatwiej byłoby usunąć.
"Aurum" to kolejna płyta Closterkellera, na której zespół na bazie wypracowanych w latach dziewięćdziesiątych patentów i rozwiązań usiłuje do pewnego stopnia eksperymentować z nowymi formami, tym razem odwołującymi się do stylistyki rocka progresywnego. Choć brzmi to ciekawie, a kilka utworów zgrabnie uzupełnia klasyczną twórczość zespół, to jednak czuć w tym zachowawczość, pewne wyrachowanie i coraz wyraźniejszy brak pasji, jaka towarzyszyła muzyce Warszawiaków w poprzedniej dekadzie. Swoje robi też długość płyty, która jest strasznie kolosalna, a cięcia i korekty tylko dobrze by całości zrobiły. Nie sposób też nie zauważyć, że ciemniejsze i bardziej mroczne granie formacji Anji Orthodox wychodzi zdecydowanie lepiej od bardziej pozytywnego, nasączonego przy tym współczesną, popową miałkością. Niestety elementy takiego radiowego pogrywania na "Aurum" też się znalazły, być może z powodu ponownego związania się Closterkellera z mainstreamową wytwórnią Universal Polska. Dla wszystkich miłośników grupy jest to pozycja warta poznania, dobrze łącząca się z resztą dyskografii i wnosząca do niej pewne nowości. Laikom w pierwszej kolejności zdecydowanie polecałbym jednak którąkolwiek z płyt wydanych w latach 1993-1999, które są zwyczajnie lepsze i ciekawsze.
Artysta: Closterkeller
Tytuł: Aurum
Wytwórnia: Universal Polska
Rok wydania: 2009
Gatunek: Rock Gotycki
Czas trwania: 76:05
Ocena muzyki
-
worek
Kapela gra już tyle lat, skład cały czas rotuje, a co płyta to lepsza. "Aurum" moim zdaniem, z perspektywy wieloletniego fana nie daje się łatwo ocenić, z tego to powodu, że każdy kolejny album ma swój własny styl, wprowadzany przez zmieniających się z płyty na płytę gitarzystów. Zdecydowanie to płyta najdojrzalsza, ze świetnymi partiami gitary, z kilkoma numerami - kilerami. Z perspektywy audiofila płyta nieźle zrealizowana, choć niestety nie jest to top. Płyta pięknie wydana, moim zdaniem Closterkeller i Behemoth to polska i światowa czołówka jeśli chodzi o opakowanie płyt. Świetna plastyka, wykonanie, super, że jeszcze w tych czasach komuś się chce. Reasumując, świetne słuchowisko, rewelacyjne gitary, emocjonalne szczyty rocka progresywnego (złoty). Zaskakujące, że kapela, która kiedyś wyprzedawała spore kluby, dziś musi grać mikro koncerty (np. Liverpool we Wrocławiu), dla 100 - 200 osób, ale to parszywe czasy dla rocka. Płyta bardzo dobra, brzmieniowo, koncepcyjnie i po prostu dobrze "siada". Bardzo zbliżona poziomem do najnowszej produkcji kapeli czyli albumu "Viridian". Pozwolę sobie na ocenę 8/10.
0 Lubię
Komentarze (1)