Pearl Jam - Lost Dogs
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Pearl Jam to raczej płodny zespół. Albumy studyjne, dziesiątki singli i gościnnych występów sprawiły, że zebrało się trochę odrzutów sesyjnych, B-side’ów oraz luźnych utworów. Po ostrej selekcji i ciężkich negocjacjach powstał "Lost Dogs" - kompilacja 30 kawałków z różnych etapów kariery zespołu. Zmienia się czas ich powstania, a także - poziom. Płytę można podzielić na cztery grupy: rzeczy genialne, świetne lub bardzo dobre, średniaki oraz utwory, których mogłoby tu nie być i album wcale by na tym nie stracił. Pierwsza grupa to w zdecydowanej większości utwory najstarsze. Najlepszy z tego wydawnictwa jest "Alone" z czasów "Ten" - rzecz świetna i nie wiem jakim cudem nie znalazła się na tamtym krążku. Drugi hit to "Yellow Ledbetter" - Pearl Jam w spokojniejszej odmianie, świetny motyw gitarowy. Kolejne bardzo dobre kawałki to "Hard To Imagine" i "Footsteps" - niesamowicie emocjonalny utwór, jeden z najlepszych w historii Peral Jam w ogóle. Na tym samym motywie gitarowym oparty jest "Times Of Trouble" Temple Of The Dog. Te cztery utwory to ścisła klasyka klasyki, którą każdy fan twórczości Veddera i spółki znać powinien.
Przechodzimy do grupy "świetne lub bardzo dobre". "Sad" z czasów "Binaural" - znów nie wiem, dlaczego ten utwór nie wszedł na tracklistę, skoro bije na głowę większość tworów binauralowych. "Down" - bardzo przyjemne, lekkie, żywe granie. "Gremmie Out Of Control" - mistrzostwo świata, utwór lekki, wesołkowaty, trochę surf-rockowy. "Fatal" - kolejny odrzut z "Binaural", który spokojnie mógłby znaleźć się na tym krążku (w oryginale miał to być "Plato" ale Vedderowi podczas śpiewania zalatywało to Play-Doh i stąd zmiana tytułu). Kolejny to "Wash" - odrzut z "Ten", moim zdaniem gorszy od "Alone" ale i tak bardzo dobry. "Let Me Sleep" - ze świątecznego fanclubowego singla. "Last Kiss" - cover utworu Wayne’a Cochrana, taki mało pearljamowy, ale cholernie przebojowy (stąd swego czasu jego druga pozycja na liście Billboardu). "Dirty Frank" - kawałek z czasów "Ten", kojarzy mi się z Red Hot Chili Peppers. "4/20/02" - czyli tak zwany hidden track po utworze "Bee Girl" - hołd oddany Staleyowi, niby to nic specjalnego ale na mnie robi bardzo duże wrażenie. W ucho wpadają jeszcze: dynamiczny "Leaving Here", trochę naiwny ale pozytywny "Undone" oraz utrzymany w klimacie country "Drifting". Reszta utworów może już trafić do worka średniaków lub rzeczy, których mogłoby w ogóle nie być. Chociaż w sumie... Może to i dobrze, bo pokazują przemianę zespołu, kierunki w które podążał i jak momentami błądził. Ja mam inny problem z tym wydawnictwem. Cholernie brakuje mi tu kilku utworów: "State Of Love And Trust" (jeden z lepszych w twórczości zespołu), "Breath", "I Got ID/Shit", "Man Of The Hour" oraz "Crazy Mary". Pearl Jam naprawił częściowo swój błąd i na "Rearviewmirror" wrzucił wszystko oprócz "Crazy Mary". Nie wiadomo dlaczego - szkoda, bo utwór jest świetny, a nadal nie występuje na żadnym krążku studyjnym. Te cztery kawałki spokojnie mogłyby się znaleźć na "Lost Dogs" - miejsca na krążkach zostało sporo, a jeśli zespół nie chciał zapychać ich po chamsku, to materiału do wyrzucenia też by się trochę znalazło.
"Lost Dogs" jest strasznie nierównym materiałem, ale dobrze uzupełnia bogatą dyskografię zespołu. Warto zapoznać się z tym wydawnictwem chociażby tylko dla tych czterech klasyków (i dziewięciu kolejnych utworów, których wcale nie uważam za gorsze). Na plus działa też całkiem ładne wydanie z książeczką, w której członkowie zespołu wypowiadają się na temat poszczególnych utworów.
Artysta: Pearl Jam
Tytuł: Lost Dogs
Wytwórnia: Epic
Rok wydania: 2003
Gatunek: Grunge, Alternative Rock
Czas trwania: 111:55
Opakowanie: Digipack
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze