Pelander - Time
- Kategoria: Rock
- Paweł Pałasz
Podobno w dzisiejszych czasach muzycy nie zarabiają na wydawaniu nowych albumów, a tylko na koncertowaniu - stąd też więcej czasu spędzają na trasach, niż w studiu. W tym kontekście dziwić może podejście Szwedów z Witchcraft, którzy ostatni koncert zagrali trzy lata temu - wydanego na początku bieżącego roku longplaya "Nucleus" nie promował ani jeden występ. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Brak koncertowych zobowiązań oznacza, że Magnus Pelander - wokalista, gitarzysta i jedyny stały członek Witchcraft - miał czas na przygotowanie solowego albumu. "Time" nie jest jego debiutem w roli solisty - w 2010 roku wydał EP-kę "A Sinner's Child", natomiast "Time" jego pierwszym długogrającym wydawnictwem sygnowanym własnym nazwiskiem.
Zawartość "Time" ma sporo wspólnego z twórczością Witchcraft - rozpoznawalny głos i sposób komponowania Magnusa, czy oczywiste inspiracje muzyką z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tutaj jednak nie znajdziemy ciężkich, sabbathowych riffów, a głównie akustyczne granie, o wyraźnie folkowym klimacie. Całość rozpoczyna się od znanego już na długo przed premierą "Umbrella". To naprawdę udany utwór, z chwytliwą melodią i ciekawą aranżacją - poza głosem i gitarą Pelandera pojawiają się tu także partie fletu i skrzypiec, oraz żeńskie chórki - dzięki której udało się wytworzyć bardzo fajny klimat, taki pogańsko-folkowy. W kolejnym utworze, "Family Song", partii wokalnej i gitarze akustycznej towarzyszą tylko okazjonalne klawiszowe ozdobniki. To nieco słabszy fragment albumu, dość banalny melodycznie. Tuż po nim rozbrzmiewa jednak przepiękny "The Irony of Man". Bardzo delikatny, wręcz intymny utwór, z ascetyczną partią gitary, znów ozdobioną fletem, skrzypcami i żeńskim drugim wokalem.
Pelander próbuje też swoich sił w progresywnym folku, czego przykładem prawie dziewięciominutowy "True Colour" i niemal dziesięciominutowy "Precious Swan". Pierwszy z nich zaczyna się bardzo intrygująco, ale potem zdaje się zmierzać donikąd - za dużo w nim powtórzeń, a poszczególnym fragmentom brakuje płynności. Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku "Precious Swan" - naprawdę niezwykłej kompozycji, z przepiękną, zgrabnie skonstruowaną melodią, a także dość dziwną instrumentalną częścią środkową, która przywołuje skojarzenia z "First Utternace" grupy Comus. Ciężko uwierzyć, że taki utwór powstał w XXI wieku, że nie jest to jakaś zagubiona kompozycja sprzed czterdziestu-paru lat. Podstawową część albumu zamyka utwór tytułowy - znów dość wyciszony, z subtelnym akompaniamentem gitary akustycznej, bardzo zgrabny melodycznie. Większość wydań "Time" na tym się jednak nie kończy. Bonusowy utwór "Rebecka" wyróżnia się najbardziej ascetycznym charakterem i celowo gorszym, zaszumionym brzmieniem, podkreślającym jego intymny charakter.
Porównując "Time" z ostatnim albumem Witchcraft, można dojść do wniosku, że obecnie Magnus Pelander o wiele lepiej czuje się w klimatach folkowych, niż ciężkim rockowym graniu. "Time" to album niewymuszony i szczery, czego nie można powiedzieć o "Nucleus". Zespół utknął w pewnej konwencji, gra to, czego oczekują fani, nie pozwala już sobie na eksperymenty z innymi stylami, jakich przecież nie brakowało na pierwszych trzech albumach. Dobrze, że Pelander zdecydował się zrealizować swoje prawdziwe ambicje pod innym szyldem. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, by w przyszłości skupił się głównie na solowej karierze. Chyba, że znów odnajdzie w sobie zamiłowanie do cięższego grania.
Artysta: Pelander
Tytuł: Time
Wytwórnia: Nuclear Blast
Rok wydania: 2016
Gatunek: Folk Rock
Czas trwania: 36:44
Ocena muzyki
Nagroda
Komentarze