Nirvana - Incesticide
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Trzeci album Nirvany to w zasadzie zbiór B-side'ów, coverów, przeróbek i rzeczy wcześniej niewydanych. Czyli odgrzewanie kotletów i polowanie na kasę fanów? Niekoniecznie, bo tak naprawdę mamy tu do czynienia z bardzo ciekawym materiałem. Zacznijmy od coverów. Na warsztat zespół wziął "Turnaround" Devo oraz "Molly's Lips" i "Son Of A Gun" The Vaselines. Utwory te nie odbiegają drastycznie od nagrań oryginalnych, ubrane zostały tylko w nirvanowe szaty i dostały gitarowego kopa. "Turnaround" brzmi jakby był nagrywany w warunkach domowych, z dalszej odległości. W "Molly's Lips" zmieniono trochę tekst. Dzięki tym coverom dotarłem do ich pierwowzorów - te mimo lekkiej archaiczności są całkiem ciekawe i taki "Son Of A Gun" fajnie brzmi w wersji z damskim wokalem. Na Incesticide tuningowi została poddana "Polly", której podczas sesji nagraniowej dla BBC dorzucono nieco ciężaru i narzucono o wiele szybsze tempo. Ucierpiał na tym klimat, ale wersję klimatyczną mamy przecież na "Nevermind" i jedna w zupełności wystarczy.
Na "Incesticide" wszedł także "Downer" znany dobrze fanom z debiutu Nirvany (na pierwszym wydaniu go nie ma, dopiero od którejś reedycji). Pojawiają się tu dwa utwory z EP-ki "Blew" - lekko zmieniony "Been A Son" oraz "Stain". Pierwszy jest trochę prosty i banalny, ale niesamowicie chwytliwy, skoczny. Drugi to zupełnie inna bajka. Toporny, przytłaczający, ciężkostrawny. Na kompilacji pojawia się też B-side z amerykańskiej wersji najbardziej znanego singla Nirvany czyli "Smells Like Teen Spirit" w postaci kawałka "Aneurysm". Tu początkowy "siwy dym" przekształca się w jeden z lepszych utworów grupy w ogóle. Track pochodzi z czasów "Nevermind" i spokojnie mógłby się znaleźć na tym wydawnictwie. Osobnego singla (w 1990 roku) doczekały się dwa pierwsze utwory z Incesticide - "Sliver" oraz "Dive" - oba bardzo interesujące, przy czym pierwszy jest o wiele łatwiejszy w odbiorze i ma bardzo fajne przejście z klimatu spokojnego w cięższy. Z albumów kompilacyjnych pochodzą dwa kolejne utwory - "Beeswax" oraz "Mexican Seafood". Na szczególną uwagę zasługuje ten drugi, w którym pole do popisu ma Grohl.
Ciekawe jest tu brzmienie - jakby trochę amatorskie. W historię zespołu się nie zagłębiałem, utwór pochodzi z 1989 roku, więc raczej nie był to efekt zamierzony, tylko "tak wyszło". Ważne, że prezentuje się to ciekawie. No i te gary Grohla... "Beeswax" to zupełnie inna para kaloszy - rzecz trudna w odbiorze, toporna ale intrygująca i na swój sposób ciekawa. Pod grupę rzeczy niełatwych można podciągnąć jeszcze "Hairspray Queen" (głównie za sprawą chorych wokali), "Big Long Now" - utwór monotonny, hipnotyczny oraz "Aero Zeppelin", w którym panuje przytłaczający i cholernie specyficzny klimat. "Incesticide" zdecydowanie bliżej do "In Utero", niż bardziej przebojowego "Neverminda". Jest tu kilka utworów przewyższających jakością niektóre partie materiału z albumów studyjnych. Dlatego można ten krążek stawiać obok pełnoprawnych wydawnictw Nirvany i traktować go jako coś więcej, niż tylko ciekawostkę.
Artysta: Nirvana
Tytuł: Incesticide
Wytwórnia: DGC
Rok wydania: 1992
Gatunek: Grunge
Czas trwania: 44:44
Opakowanie: Jewelcase
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze (1)