Closterkeller - Scarlet
- Kategoria: Metal
- Radomir Wasilewski
Po olbrzymim komercyjnym i artystycznym sukcesie albumu "Violet", na następcę tej płyty muzycy kazali czekać swoim fanom jedynie niecałe półtora roku. Co ciekawe, po raz pierwszy (i jak na razie ostatni w długiej historii zespołu) pod autorstwem nowych piosenek mieli podpisać się ci sami artyści, którzy tworzyli trzeci album Closterkellera. Dla wszystkich, którzy liczyli, że metalowe akcenty okażą się jedynie krótkim epizodem w historii warszawskiego zespołu, a grupa wróci do gotyckiego smęcenia, czwarta płyta musiała być sporym zawodem. Bo nie tylko nie ma tu cofnięcia się w eksplorowaniu metalowego brzmienia, ale wręcz w jego ramach grupa poszła kilka kroków do przodu. Promowany gorącymi, zatopionymi w krwistej czerwieni barwami "Scarlet" to jeszcze cięższa, a przy tym podana w zaskakująco tradycyjnym i surowym wydaniu muzyka. Tak, jak na "Violet" można było odnaleźć skojarzenia z twórczością Metalliki czy Iron Maiden, tak przy tworzeniu jej następczyni Anja Orthodox z kolegami musiała już słuchać zespołów z kręgu tak zwanego metalu klimatycznego, a więc przede wszystkim Type O Negative, My Dying Bride i Paradise Lost, a także popularnych w tamtych czasach kapel groove metalowych, jak Pantera, Sepultura czy Machine Head.
W efekcie powstała płyta, na której można odnaleźć mnóstwo ciężkich, masywnych, miażdżących słuchacza riffów, rodzących skojarzenia już nie tylko z heavy, ale wręcz z thrash i doom metalem. A jeśli dodać do tego, że w jednym utworze główne linie wokalne wykonał Titus z Acid Drinkers, a Anja udziela się w nim tylko w chórkach, wychodzi coś, co może wprawić w konsternację fanów klimatycznego, nastrojowego brzmienia. Dość oszczędnie na klawiszach poczyna sobie Michał Rollinger, który tym razem nie tworzy bogatego, wielobarwnego tła, ale skromny, choć ciągle urokliwy dodatek do pracy gitar. Dodatkowo bardzo nowocześnie, ciężko i wyraziście gra na basie Krzysztof Najman. Piotr Pawłowski często dość topornie wali w perkusję. Nawet Anja Orthodox miejscami użyła wyjątkowo agresywnej, zachrypniętej, zdartej barwy głosu, która bardziej pasowałaby do Agnieszki Chylińskiej, niż do pierwszej damy polskiego gotyku.
Tych, których powyższy opis odstraszył, trzeba uspokoić, bo "Scarlet" to - podobnie jak inne wczesne płyty Closterkellera - muzyka bardzo zróżnicowana, gdzie klimaty zmieniają się często i do tego radykalnie. Mrocznych, klimatycznych kompozycji, wykorzystujących akustyczne brzmienie gitary i atmosferyczne tło klawiszy też na niej brakuje. A i te ostrzejsze często wprowadzają dla równowagi spokojniejsze, nastrojowe fragmenty, kiedy zespół daje słuchaczowi odetchnąć i zatopić się w klimacie. Miłośnicy spokojnego, gitarowego, gotyckiego plumkania oraz solówkowej zwiewności także znajdą tu coś dla siebie, podobnie jak ci, dla których muzyka Closterkellera musi posiadać elementy technicznego, lekko industrialnego brzmienia, które tym razem wypadadużo bardziej nowocześnie, niż na wcześniejszych płytach, rodząc skojarzenia ze stylistyką Nine Inch Nails czy płytami U2 z lat dziewięćdziesiątych. Dodatkowym smaczkiem jest występ w zamykającym album utworze "A Ona Ona" skrzypka Michała Jelonka, którego wyrazistej solówki nie powstydziłby się sam Martin Powell z My Dying Bride. Również w głosie Anji nie brakuje ładnych, melodyjnych fraz oraz romantycznej subtelności. Wokalistka za to wyraźnie ograniczyła wycieczki w kierunku górek i falsetów, co jednak nie jest wadą. Przyczepić się za to można do brzmienia, które jest stanowczo za suche, surowe, miejscami toporne, przez co niezbyt zgrabnie łączy nastrój z ciężarem i agresją gitarowego łojenia. Efektem takiej produkcji jest fakt, że Scarlet jest jedną z niewielu płyt Closterkellera, na których nastrój nie jest mroczny i jesienny. Wręcz przeciwnie - kojarzy się z pozytywnymi emocjami.
Podobnie, jak "Violet", jej następczyni jest blisko godzinną podróżą - bardzo różnorodną, pełną ciekawych wrażeń, ale miejscami także wybojów. Po raz kolejny zespół odkrywa swoje najbardziej zaskakujące karty już na wstępie, gdzie znalazły się trzy bardzo ciężkie, nowoczesne, męskie kompozycje - tajemniczy, niepokojący, oparty o kontrasty ascetycznych, wyciszonych zwrotek i czadowych, agresywnie wykrzykiwanych refrenów "Dlaczego Noszę Broń", twarda, obudowana przybrudzonymi riffami i zaśpiewana ochrypłym, pełnym goryczy głosem "California" oraz dynamiczny, pełen mocy i konkretnego, gitarowego riffowania "Tak Się Boję Bólu". Wyraźną przemianę muzyki przynosi dopiero utwór tytułowy, w którym postawiono na przestrzenne, klawiszowe tła, pulsujący bas, wstawki gitar akustycznych i przebojowy, zapadający w pamięci śpiew Anji, co w konsekwencji dało jeden z największych hiciorów zespołu, do dziś grywany na koncertach. Miłośnikom klimatycznego metalu spodoba się "Śniło" - początkowo powolna, ozdobiona ciężkimi, leniwymi riffami kompozycja, która w drugiej połowie rozpędza się do średnich temp, ozdobionymi wspaniałym piłowaniem gitar, którego nie powstydziłoby się Type o Negative lub Paradise Lost. Zaśpiewany po angielsku, dynamiczny, rockowy "Phantom" (ostatni, zaśpiwany przez Anję angielskojęzyczny utwór w dorobku grupy) to ukłon w stronę klasycznego gotyku w stylu późnego Sisters of Mercy oraz The Cult. Lżejszy klimat dobrze puentuje pozbawiona perkusji i cięższych brzmień, romantyczna ballada "Owoce Wschodu" - jeden z najspokojniejszych utworów w dorobku Closterkellera z cenionymi przez Anję, orientalnymi ozdobnikami. Po nim muzycy dla kontrastu serwują krótki, instrumentalny "Coś" - utwór z pogranicza rocka i metalu, w którym piłujące, masywne riffy uzupełnia lekko industrialny podkład klawiszy. Ciężko, surowo i metalowo jest też w bardzo przejmującym lirycznie "Po To Właśnie", którego tekst stanowi klasyczny wiersz romantycznego poety Cypriana Kamila Norwida. Sekwencję najostrzejszych fragmentów "Scarlet" zamyka zaśpiewany przez Titusa "Temple of Time" - kawałek z pogranicza thrash i doom metalu, który mógłby spokojnie znaleźć się na wydanych w tym samym czasie płytach Acid Drinkers - "Infernal Connection" i "The State of Mind Report".
Końcówka "Scarlet" to powrót do grania bardziej klimatycznego i nastrojowego, choć wciąż ze sporą dawką dynamiki. Najpierw pokazuje je najbardziej nowoczesny "Tak Się Rodzi Nienawiść", w którym mroczne, industrialne frazy klawiszy połączono z samplowaną perkusją, zniekształconymi riffami i beznamiętnymi, niskimi wokalami Anji. W opozycji do niego pozostaje "Brylant", pogodna, nastrojowa, w większości akustyczna ballada z gościnnym występem dawnego gitarzysty zespołu Jacka Skiruchy, podążająca tymi samymi ścieżkami co "Babeluu" z "Violet". Ale i tak największe wrażenie na słuchaczu robi epickie domknięcie "Scarlet", będące przy tym drogowskazem dla stylistyki kolejnych płyt zespołu. Najpierw w postaci energetycznej "Dla Jej Siostry" z przejmującym tekstem i śpiewem Anji, skontrastowaniem spokojnego, leniwego brzdąkania w zwrotkach i dynamicznego czadu w refrenach oraz kapitalną, melodyjną solówką. Za to ponad siedmiominutowa "A Ona Ona" to pierwsza wolna, ciężka, metalowo-gotycka opowieść w dorobku Closterkellera zapadająca w pamięć głównie za sprawą chwytających za serce, melancholijnych partii skrzypiec Michała Jelonka. Do późniejszych wydań płyty zostały też dodane trzy bonusy, z których największe wrażenie robi rozpoczynający się klimatycznie i delikatnie a w dalszej części wyraźnie zyskujący na mocy i ciężarze, metalowo-gotycki "Mogę Tylko Patrzeć". Surowy remiks "Tak się Boję Bólu" nie różni się zbyt mocno od pierwowzoru, zaś dynamiczny, zaśpiewany po francusku z wyjątkowo kiepskim akcentem "Chat" to ostre, rockowe, proste wymiatanie w stylu znanym z wcześniejszych płyt Closterkellera.
"Scarlet" to płyta będąca szczytem poszukiwań Closterkellera w ramach ciężkiego, metalowego brzmienia. Do tego poziomu czadu i surowości już nigdy w przyszłości zespół miał się nie zbliżyć. Jest to album bardzo ceniony zarówno przez grupę, jak i jej fanów, a w wielu rankingach zdobywa zaszczytny tytuł najlepszej płyty Closterkellera. Był on także sprawcą powstania silnej, klimatyczno-gotyckiej sceny w Polsce, która na przełomie wieków ostro namieszała, wzburzając krew i umysły wielu fanów ciężkiego brzmienia. Osobiście nie do końca rozumiem kult czwartej płyty Warszawiaków, bo choć "Scarlet" ma mnóstwo świetnych, klasycznych utworów, a przy tym po raz kolejny nie pozwala słuchaczowi się nudzić, to jednak w przeciwieństwie do "Violet" tym razem muzyka nie jest już tak spójna. Wręcz przeciwnie - można dojść do wniosku, że najostrzejsze i najspokojniejsze utwory niezbyt się ze sobą zgrywają. Brakuje tu też charakterystycznego, mrocznego, odrealnionego klimatu, który jest charakterystyczny dla innych albumów grupy, a tutaj został wyparty - także w tekstach - na rzecz naturalistycznego opisu brutalnej rzeczywistości Polski z połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Nie jest to też tak uniwersalna i przełomowa dla gatunku płyta, jak jej poprzedniczka. Gorzej zniosła próbę czasu i z dzisiejszej perspektywy rysuje się głównie jako świadectwo czasów, w których powstała. Z tego względu mimo, że krążek ten szanuję i lubię, stawiam go niżej od "Violet". Nie zmienia to faktu, że wszyscy fani klimatycznego grania i miłośnicy twórczości Closterkellera powinni się z nim zapoznać, bo jest to ciągle kawał świetnej muzyki na wysokim poziomie kompozytorskim.
Artysta: Closterkeller
Tytuł: Scarlet
Wytwórnia: Polygram
Rok wydania: 1995
Gatunek: Metal Gotycki
Czas trwania: 58:47
Ocena muzyki
Komentarze