Slayer - Repentless
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Lombardo wyrzucony, Hanneman nie żyje - nie ma już Slayera. Araya z Kingiem powinni przejść na muzyczną emeryturę, założyć ciepłe kapcie i zająć się czymś innym. Wiele opinii o podobnym wydźwięku pojawiło się w Internecie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Podobne żale wylewane są w niektórych recenzjach najnowszego dziecka tej kapeli - "Repentless". A jaka jest prawda? Ta jak zwykle leży pośrodku. Fakt faktem - Lombardo miał duży wkład w najlepsze albumy zespołu. Ale przecież i te nagrywane z Bostaphem na garach również dawały radę. Podobnie sprawa wygląda z Jeffem. Facet był muzykiem nietuzinkowym, ale w zespole było jeszcze trzech innych gości. Sam slayerowatego wagonika nie byłby w stanie pociągnąć nawet mimo najszczerszych chęci.
W spadku po Hannemanie słuchacze dostają na "Repentless" utwór "Piano Wire", który mimo że całkiem niezły, to jest jednak dowodem na to, że nawet najlepszym zdarzają się gorsze dni. Kawałek sprawia wrażenie niedokończonego i w sumie nic dziwnego, że wcześniej nie ujrzał światła dziennego. A jaki w ogóle jest "Repentless"? Zwyczajnie slayerowaty. Chyba wszyscy tego oczekiwali i to właśnie otrzymujemy. Po krótkim instrumentalnym wprowadzeniu w postaci "Delusions Of Savour", zespół atakuje nas w stylu, który od lat dobrze znamy. W utworze tytułowym jest szybko, ciężko, dynamicznie, chaotycznie z bałaganiarskimi solówkami. Czyli tak, jak fani Slayera lubią najbardziej. Podobny klimat otrzymujemy w "Take Control", "You Against You"(jeden z najlepszych fragmentów płyty) czy też "Implode", który znamy już od ponad roku. Jeszcze dłużej możemy znać "Atrocity Vendor", który narodził się w czasach "World Painted Blood", ale dopiero w wersji z 2015 roku brzmi potężnie. Utwór ma niesamowity, punkowy zadzior i jest jednym z ciekawszych momentów krążka.
A co z resztą materiału? Raz jest lepiej, a raz troszkę gorzej. Na plus punktuje piekielnie ciężki i przytłaczający "Cast The First Stone". Początkowe zdegustowanie utworem "When The Stillness Comes" po kilku przesłuchaniach mija i słuchacz zaczyna odkrywać, że w zasadzie nie jest tu tak źle, jak na początku się wydawało. Ba! Jest na prawdę dobrze. Klimat robi momentami desperacki wokal Arayi. Nawet ta spokojna gitara z początku utworu wprowadza złowieszczy i obłąkany klimat. Miód na uszy. Podobnie jest z resztą materiału zawartego na "Repentless". Prawda jest taka, że jedynie zamykający album "Pride In Prejudice" nie trzyma poziomu i raczej punktuje na minus. Nie zmienia to faktu, że najnowszego dziecka Slayera i tak słucha się zdecydowanie przyjemniej, niż "World Painted Blood". Materiał zawarty na "Repentless" - mimo słabszych fragmentów - bardziej wciąga. Teraz wystarczy, by King przejrzał na oczy, odstawił na bok swoje ego i dopuścił do głosu Holta. Wtedy kolejny album Slayera może naprawdę narobić zamieszania.
Artysta: Slayer
Tytuł: Repentless
Wytwórnia: Nuclear Blast
Rok wydania: 2015
Gatunek: Thrash Metal
Czas trwania: 41:51
Opakowanie: Jewelcase
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze