Deftones - Koi No Yokan
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Tak jak "Diamond Eyes" można porównywać z "White Pony", tak "Koi No Yokan" chyba bliżej do "beznazwowego" albumu z 2003 roku. Mniej tu przebojowości, za to zdecydowanie więcej eksperymentów, poszukiwań. Większy jest też "rozstrzał" stylistyczny. Krążek zaczyna się od cholernie mocnego uderzenia w postaci "Swerve City". Gdyby zapętlić przewodni riff z tego utworu, wyszedłby z tego świetny industrial w rejonach Killing Joke z czasów "Hosannas". Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku "Poltergeist" i "Gauze". Jest ciężko, topornie, świetnie. Gdyby w tym ostatnim Moreno zmienił trochę wokal, to utwór można by podciągnąć nawet pod czasy "Adrenaline". Fajny, motoryczny riff występuje jeszcze w "Goon Squad".
Zanim "Koi No Yokan" ujrzał światło dzienne, w internecie pojawiły się trzy albumowe zapowiedzi w postaci z początku niepozornego "Leathers" (który po chwili ukazuje swoje prawdziwe, lekko toporne i zdecydowanie ciężkie oblicze), "Tempest" (ja tu czuję U2, gdyby zagrano to w wersji trochę lżejszej to momentami byłby to wykapany Bono z ekipą) i "Rosemary" (momentami w deftonesowski sposób balladowa, ale niepozbawiona też ciężkiego buta). W podobnej konwencji, jednak bez owego buta, utrzymany jest "Entombed" oraz "What Happened To You?". Ten drugi pachnie lekko popem a’la Coldplay z początków działalności grupy.
Do tego zespół dorzuca jeszcze "Romantic Dreams" oraz "Graphic Nature" - rzeczy zdecydowanie żywsze i cięższe. I w ten oto sposób otrzymujemy 11-utworowy, rozstrzelony stylistycznie bigos. Ale jak doskonale on smakuje i wchodzi... Ekipa Deftones dorzuciła kolejny świetny krążek do swojej dyskografii. Może i nie ma tu tylu potencjalnych przebojów, jak na "Diamond Eyes" czy "White Pony", ale przecież nie o to chodzi. "Koi No Yokan" jest niesamowicie równy, osobiście nie słyszę tu niczego, co by odstawało od reszty in minus. Od ekipy Moreno dostaliśmy lekko ponad 50 minut świetnego grania, które doskonale uzupełnia dotychczasową dyskografię grupy. Jedyne, do czego można się przyczepić, to przeciętna poligrafia tego wydawnictwa. Swoją drogą, ostatnio słuchałem ich debiutu, który uwielbiam. Niesamowite jest to, jak wielką przemianę, jak długą drogę przebył ten zespół. Deftones cały czas się zmienia, ewoluuje i robi to bez przerwy na wysokim poziomie. Ciekawe, czy kiedykolwiek dowiemy się, co zespół chciał zaprezentować swoim fanom na "Erosie"...
Artysta: Deftones
Tytuł: Koi No Yokan
Wytwórnia: Reprise
Rok wydania: 2012
Gatunek: Alternative Metal, Experimental Rock, Shoegazing
Czas trwania: 51:50
Opakowanie: Jewelcase
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze