Light Coorporation - Aliens From Planet Earth
- Kategoria: Jazz
- Paweł Kłodnicki
Wydawanie dwóch płyt w przeciągu niespełna roku nie jest dzisiaj standardem na rynku fonograficznym. Nic jednak tak nie zachęca do takiego kroku, jak pozytywne recenzje debiutanckiego (czyli w pewnym sensie najważniejszego) albumu, a na te Light Coorporation nie mogło narzekać. "Rare Dialect" spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem i to zarówno w Polsce, jak i za granicą, w czym na pewno pomógł fakt, że ukazał się nakładem brytyjskiej wytwórni. Choć nie można tu mówić o popularności na miarę choćby Riverside, z pewnością była to zachęta dla zespołu, by nie zapomnieli, że gdy się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Sens tych słów o tyle dobrze pasuje do "Aliens From Planet Earth", że jest to bezpośrednia kontynuacja poprzednika. Moim zdaniem, nawet zbyt bezpośrednia. To jeszcze większy zwrot w stronę subtelnego grania, nastawionego na budowę mrocznego nastroju. Już na debiucie było tego trochę za dużo, co jednak rekompensowała świeżość tego materiału, a także jego zwartość i bardzo optymalna długość - 44 minuty. Na drugim albumie zespół poszedł na całość i umieścił ponad godzinę muzyki, co było grubą przesadą.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że charakterystyczny styl grupy prawie w ogóle się nie zmienił, mimo niemal całkowitej roszady personalnej (z poprzedniego składu został jedynie perkusista Miłosz Krauze). Nawet Paweł Rogoża gra na saksofonie tenorowym bardzo podobnie do Michała Pijewskiego. Choć wolałbym, żeby nowi muzycy wnosili do grupy coś innego i świeżego, to nie zamierzam narzekać, bo dźwięki tego instrumentu po raz kolejny stanowią najmocniejszy punkt całego albumu. Niestety, zespół nie wykorzystuje tu w pełni swojego potencjału. Dominuje bardzo obrazowa, "jazzowo-ambientowa" muzyka, naprawdę piękna, ale momentami nieco nużąca. Brakuje pomysłów na ciekawe rozwinięcie utworów, a także energicznych kompozycji, będących przeciwwagą dla tych stonowanych (ale jednocześnie z nich wynikających). Tylko w kilku utworach są intensywniejsze momenty i wyraźne punkty kulminacyjne. Mam wrażenie, że muzycy skupili się przede wszystkim na wprowadzeniu słuchacza w trans, jednocześnie nie będąc w stanie utrzymać go w nim przez dłuższy czas. A na pewno wyszło im to gorzej, niż na debiucie.
Przy pierwszym przesłuchaniu "Aliens From Planet Earth" wydawał mi się fantastycznym albumem, ale przy kolejnych czar zaczął pryskać. Głównie ze względu na dokładniejsze skonfrontowanie go z "Rare Dialect", przy którym jawi się jako mocno niedopracowany. Już pierwszy "The Song Of The Merbau Tree" pozostawił we mnie uczucie niedosytu. Dźwięki saksofonu wsparte odpowiednio subtelnym, basowym tłem, tworzą fantastyczny klimat tylko po to, by rozmyć go po trzech minutach, gdy utwór się kończy. Tego typu muzyki nie można tak nagle i szybko ucinać, bo nie jest wtedy w stanie wybrzmieć wystarczająco dobrze. Za sprawą choćby "Tokyo Streets Symphony" zespół zdążył już pokazać, jak ciekawie potrafi poprowadzić tego typu kompozycję i szkoda, że nie zrobił tego w tym przypadku. Dużo lepszym otwarciem byłby "Surrounding Us The Pulse Of Depths", który także podąża w takim kierunku, przy tym jakoś go rozwijając. Partia saksofonu ma sensowny początek i koniec, a przy tym jest całkowicie nieskrępowana. A co najważniejsze, utwór nie kończy się, nim ten misternie budowany nastrój zacznie nabierać jakiegokolwiek sensu. Nie staje się to regułą, bo już kolejny "The Rainbow Hunter" to następny przypadek, gdy muzycy tworzą coś pięknego (tym razem także za pomocą ciekawie brzmiącej gitary, która ogółem ma tu chyba jeszcze mniej do roboty niż na "Rare Dialect"), po czym zostawiają to i nic więcej z tym nie robią. A gdyby połączyć ten utwór z "The Song Of The Merbau Tree", mogłoby wyjść z tego coś naprawdę intrygującego i bogatszego brzmieniowo. Jak na złość, "The World Of Cobweb Fabric" to znów klimatyczny utwór wysokiej jakości (idealny materiał na ścieżkę dźwiękową filmu z gatunku cyberpunk) i dowód na to, że muzycy mogli i powinni byli zdobyć się na większą selekcję materiału.
Perełką longplaya jest zdecydowanie "Third Level Of Dream", 10-minutowy wzorzec tego, jak ciekawie tworzyć nastrój i uzyskać odpowiednią głębię. Muzycy idealnie ze sobą współpracują (najwięcej do powiedzenia, jak zwykle, ma saksofon), żaden dźwięk nie jest niepotrzebny, napięcie narasta niemal do samego końca, a całość trwa na tyle długo, by osiągnąć efekt. Aż trudno uwierzyć, że zaraz po tym nastaje jeszcze dłuższy, kompletnie niepotrzebny "Man Inside The Great Fhis". Niepotrzebny, bo robiący coś podobnego jak pierwsza część "Third Level Of Dream", tyle że z gorszym skutkiem. Nie jest to oczywiście u podstaw zły czy spartaczony utwór, ale za dużo tu pojedynczych dźwięków, a za mało ciągłości i zmierzania do konkretnego celu. "Time" to już mniej więcej pół na pół - pierwsza część bardzo interesująca za sprawą nieco pokręconej elektroniki, ale druga to już przydługie, niedostatecznie angażujące balansowanie między dźwiękiem a ciszą. Za to finał ponownie jest wyborny - w "Aquarium Of The Universe" zespół pokazuje że doskonale wie, kiedy jest czas na hipnotyzowanie słuchacza, a kiedy na uruchomienie jego wyobraźni czymś bardziej intensywnym (w przypadku Light Coorporation zazwyczaj jest to cudowna solówka saksofonowa). Tym bardziej dziwią mnie takie wpadki, jakie zdarzyły się wcześniej.
Na "Aliens From Planet Earth" zespół nieco się pogubił. Nie udało mu się skierować swojej ciekawej muzyki na właściwe tory. Mimo tego i tutaj ma sporo do zaoferowania i dlatego, mimo surowej oceny, bardziej polecam ten album, niż do niego zniechęcam, głównie miłośnikom pięknych brzmień saksofonu. Tym bardziej że na coś znacznie lepszego nie trzeba było czekać długo. Jak mówi inne polskie przysłowie, co się odwlecze, to nie uciecze. Grupie potrzeba było tylko siedmiu miesięcy, by stworzyć dzieło, które poprawiło błędy nie tylko tej, ale i wcześniejszej płyty. O tym jednak wkrótce.
Artysta: Light Coorporation
Tytuł: Aliens From Planet Earth
Wytwórnia: Recommended Records
Rok wydania: 2012
Gatunek: Jazz-Rock, Jazz
Czas trwania: 62:59
Ocena muzyki
-
Ech
Brak zrozumienia, w całości! To płyta improwizowana na żywo, z publicznością. Brak tu zupełnie kontynuacji poprzedniego krążka! Instrumentarium całkowicie zmienione (wiolonczela, magnetofon, kaoss, a perkusja całkowicie przebudowana). I jeszcze ten błąd w nazwisku...
0 Lubię
Komentarze (1)