John Carpenter - Lost Themes IV - Noir
- Kategoria: Alternatywa
- Maciej Rodkiewicz
Był luty 2015 roku, środek mroźnej, bezchmurnej nocy. Gęsty śnieg prószył jakby w zwolnionym tempie, a samochody zniknęły nawet z ulicy Puławskiej. Szedłem samotnie pustymi, białymi chodnikami. Na uszach miałem słuchawki, byłem odcięty od rzeczywistości, absolutnie sam w wielkim mieście i niesiony muzyką Johna Carpentera z płyty "Lost Themes" niczym nomen omen prywatnym soundtrackiem do tej ulotnej chwili mojego życia. To było jedno z tych efemerycznych doświadczeń, kiedy synergia między tym co słuchawki tłoczą do wnętrza ucha a tym co odbierają pozostałe zmysły osiąga plateau i na stałe odciska wspomnienie sekundy w mózgu.
Co 67-letniemu emerytowanemu reżyserowi strzeliło wtedy do głowy, żeby nagrać dla cenionego labelu Sacred Bones Records album wypełniony oryginalnym materiałem? Carpenter zasłużył się dla kinematografii takimi kultowymi klasykami jak "Ucieczka z Nowego Jorku", "Coś" czy "Halloween", ale pod koniec lat dziewięćdziesiątych jego blask przygasł i po komercyjnej klapie ostatnich dwóch filmów (między innymi absurdalny "Duchy Marsa", do którego mam nieracjonalny sentyment - to jedyny film Carpentera, na którym byłem w kinie) porzucił reżyserię. Tu można by postawić tezę - znudzony reżyser na starość zajął się muzyką - ale nie, Carpenter to doświadczony kompozytor, do znakomitej większości swoich filmów sam napisał ścieżkę dźwiękową - prostą, ale w swojej prostocie genialną. Czym byłby budzący grozę Mike Myers bez klasycznego budzącego ciarki fortepianowego leitmotivu? Czy "Atak na Posterunek 13" tak samo trzymałby w napięciu, gdyby nie pulsujący syntezatorowy temat? I wreszcie czy mój ukochany "Oni Żyją" zachowałby cudowny groteskowy nastrój bez carpenterowskiej wariacji na temat westernowego motywu towarzyszącego "ostatniemu sprawiedliwemu” włóczędze?
Kilka lat po reżyserskiej emeryturze Carpenter nie mógł nie zauważyć rosnącej popularności wprost odnoszącej się do lat 80-tych syntezatorowej muzyki inspirowanej też m.in. jego soundtrackami - "Drive" z muzyką Cliffa Martineza i piosenką "Nightcall" Kavinsky'ego trafił do kin w 2011 r., wspaniała retro gra "Hotline Miami" i jej kontynuacja trafiły do sprzedaży odpowiednio rok i 4 lata później - a razem z nimi niezwykle popularne ejtisowe soundtracki, wreszcie w 2014 r. wychodzi synthwavowy kamień milowy - "Dangerous Days" Perturbatora. Wydając pomyślaną jako soundtrack do nieistniejących filmów "Lost Themes" w 2015 roku reżyser idealnie wpisał się w królujące w podsumowaniach muzyczne nastroje. Odnotować trzeba, że w nagraniach towarzyszyli Carpenterowi jego syn Cody i chrześniak Daniel Davies (syna Dave'a Daviesa z The Kinks).
Fast forward o prawie 10 lat - Carpenter w siódmej dekadzie życia z powodzeniem kontynuuje "nową” karierę muzyka i wydaje właśnie czwartą odsłonę "Lost Themes", tym razem z podtytułem Noir - w hołdzie temu mrocznemu gatunkowi filmowemu. Tak nakreślona inspiracja bardzo rozbudziła oczekiwania - czy kompozytor odejdzie od syntezatorowo-gitarowej podstawy swojego brzmienia na rzecz hołdu dla Vangelisa i jego ścieżki dźwiękowej do "Łowcy Androidów"? Zrobił tak np. Perturbator w swoim utworze "Femme Fatale" z absolutnie cudownym nastrojem budowanym saksofonową melodią wpisaną w melancholijną syntezatorową aranżację. Jak wiadomo swoje własne oczekiwania można sobie wsadzić do szuflady, bo w marcu cały na biało wjechał pierwszy singiel "My Name is Death" i od razu rozbił bank - co prawda muzycznie tytułowego noir doszukać się tam trudno, ale jest to powiew świeżości w twórczości Carpentera - oparty na klasyczno-rockowym basowym riffie i pulsującym bicie, z wjeżdżającą po wyciszeniu epicką stadionową solówką gitarową z sustainem, którego nie powstydziłby się Robert Fripp to naprawdę mocny hit.
Problem w tym, że nie jest to kawałek reprezentatywny dla reszty albumu. Bo reszta, po wywaleniu kilku fillerów, to smakowity nastrojowy kąsek, który w moim przekonaniu - bardziej niż dla kina noir - stanowi hołd dla włoskiego giallo. Co ciekawe, jest to dla mnie dokładnie odwrotna sytuacja niż w przypadku wydanego zaledwie tydzień po premierze "Lost Themes IV - Noir" albumu "Nell' Ora Blu" occult rockowego Uncle Acid and the Deadbeats, który w zamierzeniu miał nawiązywać choćby do dzieł włoskiego Goblin, zespołu znanego z soundtracków do filmów giallo Dario Argento (najcudowniejsza "Suspiria"). Ta trudna sztuka udała się anglikom z Uncle Acid połowicznie, nie wiem, czy to właśnie tam bardziej nie da się wyczuć echa inspiracji kinem noir. A może noir i giallo są ze sobą tak nierozerwalnie związane, że granica między nimi widoczna jest tylko w oku (uchu) obserwatora.
Carpenter wspaniale buduje napięcie szczególnie w tych spokojniejszych utworach, opartych na niepokojących fortepianowych arpeggiosach ("Machine Fear", "The Burning Door"). Gorzej zaś wypadają te utwory, gdzie na przód wychodzi przesterowana gitara ("Last Rites"), która moim zdaniem swoim krystalicznie czystym brzmieniem nie pasuje do analogowej produkcji całej reszty muzyki - co więcej, dla uzyskania ciekawszego efektu można było to brzmienie jeszcze ubrudzić, zniekształcić choćby efektem falującej taśmy (tak zrobili wspomnieni wcześniej Uncle Acid).
Najważniejsze przy tym jest jednak to, że gdybym dzisiaj szedł nocą przez miasto i słuchał "Lost Themes IV - Noir", na pewno z niepokojem parę razy obejrzałbym się za siebie, czy aby w cieniu PRL-owskiej zabudowy nie kryje się jakiś szaleniec w masce Kapitana Kirka, który tylko czeka, żeby wbić nóż w moje strwożone serce!
Artysta: John Carpenter
Tytuł: Lost Themes IV - Noir
Wytwórnia: Sacred Bones Records
Rok wydania: 2024
Gatunek: Alternatywa, Elektronika
Czas trwania: 43:05
Ocena muzyki
Komentarze