Sólstafir - Berdreyminn
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Po pierwszym kontakcie z "Berdreyminn" jedyne, co mogłem powiedzieć dobrego o tym albumie to to, że ma piękną, niesamowicie klimatyczną okładkę, a druga połowa "Bláfjall" jest świetna. Tyle. Zdziwieni? Ja też, bo "Berdreyminn" nie miał dobrego startu. Można nawet powiedzieć, początek był zły i cholernie rozczarowujący. Po co najmniej trzech genialnych poprzednikach, fani zespołu mogli oczekiwać podtrzymania dobrej passy i kolejnego wybitnego albumu. Kubeł zimnej wody otrzymaliśmy już na starcie w postaci pierwszej zapowiedzi - "Ísafold", która w żaden sposób nie łapała nawet kontaktu z poziomem utworów zaprezentowanych chociażby na "Ótta". Kawałkowi zarzucano zbytnią "radiowość", prostactwo i brak polotu. Prawda jest taka, że coś w tym jest i po pierwszym przesłuchaniu wcale nie miałem ochoty na kolejne.
Przy okazji "Ísafold" wypłynęło dużo brudów związanych z wyrzuceniem z zespołu bębniarza i teorii według których nagły spadek poziomu był spowodowany właśnie tym faktem. Nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu ponieważ zespół to nie tylko bębniarz, ale i kilka innych osób. Co nie zmienia faktu, że na przestrzeni kilku ostatnich lat nastąpiła dość wyraźna zmiana. Potwierdzała ją również kolejna zapowiedź - "Bláfjall", która dopiero w drugiej połowie nawiązuje do tego, za co uwielbialiśmy Sólstafir z poprzednich albumów. Przy "Bláfjall" nie sposób było już nie zwrócić uwagi na wokale, które wyraźnie odbiegają od tych prezentowanych na wcześniejszych albumach. Tak, jak wcześniej Tryggvason brzmiał bardziej studyjnie i jego głos był bardziej "dopieszczony", tak tu jego głos brzmi jak nagrany na próbie i niepoddany żadnej obróbce - coś jak ich występy live z KEXP dostępne na YouTubie. Zresztą nie dotyczy to tylko wokali ponieważ cały "Berdreyminn" tak brzmi, na co dowodem była trzecia zapowiedź "Silfur-Refur". Przyznam szczerze - początkowo bardzo ciężko się przestawić. Tak, jak i na odbiór nowego albumu jako całości. Sólstafir jest teraz innym zespołem, niż był jeszcze kilka lat temu. Im szybciej się z tym pogodzimy, tym szybciej będziemy w stanie cieszyć się ze słuchania "Berdreyminn". A jest z czego!
Fakt faktem - zespół spuścił z tonu i album zdecydowanie łatwiej podciągnąć pod granie progresywne i post rock, niż post metal. Jedno się nie zmieniło - emocje i specyficzny klimat, tutaj dodatkowo spotęgowane przez ten żywy, bardziej "amatorski" wokal. Oprócz trzech albumowych zapowiedzi - które na krążku, jako część całości prezentują się o niebo lepiej, niż na wyrywki - warto zwrócić uwagę chociażby na "Nárós", który po sennym początku świetnie się rozkręca i w drugiej części również nawiązuje do Sólstafira sprzed lat. "Hvít Sæng" chwyta za serce przejmującym wokalem. W "Hula" uwagę przykuwają żeńskie chórki. W tym momencie warto skupić się na bogactwie muzycznym. Z jednej strony "Berdreyminn" pod tym względem wydaje się być zdecydowanie uboższy, niż na przykład "Ótta", ale gdy wsłuchamy się dokładniej, bez problemu odnajdziemy na nowym albumie fortepian, skrzypce i inne smaczki. "Dýrafjörður" brzmi jak soundtrack do filmu z okolic "Into The Wild". Z kolei w "Ambátt" członkowie zespołu kompletnie odpłynęli i nagrali coś zupełnie oderwanego od sólstafirowej rzeczywistości. I chyba właśnie ten utwór potrzebuje najwięcej czasu na rozgryzienie.
W moim przypadku z "Berdreyminn" jest jak z wytrawnym winem - po pierwszym łyku nie ma się ochoty na więcej, ale z każdym kolejnym wchodzi coraz lepiej. Ja doszedłem już do takiego punktu, w którym zaakceptowałem nową odsłonę zespołu i mam coraz większą frajdę ze słuchania. Jednak za cholerę nie widzę większości nowego materiału na koncertach. We wrześniu w Aleksandrowie Łódzkim odbędzie się Summer Dying Loud Festival, gdzie Sólstafir ma być jedną z gwiazd. Liczę jednak na starszy, żywszy repertuar.
Artysta: Sólstafir
Tytuł: Berdreyminn
Wytwórnia: Season Of Mist
Rok wydania: 2017
Gatunek: Post Rock, Progressive, Post Metal
Czas trwania: 57:22
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
Komentarze (2)