Deftones - Ohms
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Z przykrością muszę stwierdzić, że eksperymenty kierujące muzykę Deftones w rejony innych projektów Chino Moreno sprawiły, że w moim przypadku "Gore" nie przeszło próby czasu. Jest to ta pozycja w dyskografii Deftones, do której wracam najrzadziej - prawie w ogóle i nadal mam problemy z identyfikacją utworów po tytułach. Dlatego z radością przyjąłem informację o tym, że kroi się coś, co przywróci lekko nadszarpniętą wiarę w zespół towarzyszący mojej muzycznej przygodzie od ładnych kilkunastu lat. Swoją drogą, dokładnie tydzień temu płycie "Adrenaline" stuknęło ćwierć wieku... Kiedy to zleciało?
Pierwszy kontakt z zapowiadającym nowy album utworem tytułowym wypadł tak sobie. Na szczęście kawałek szybko się osłuchał. W pierwszej kolejności zwróciłem uwagę na to, że jest tu zdecydowanie ciężej niż na "Gore". "Ohms" zdaje się być swego rodzaju wehikułem czasu, przenoszącym nas do okresu 2006-2010. Do jeszcze wcześniejszych czasów transportuje nas druga zapowiedź albumu - "Genesis". Gdyby nie delikatny wstęp, można by było pomyśleć, że utwór ten zagubił się gdzieś w trakcie nagrywania "White Pony". Mamy tu wszystko, czym zespół z Sacramento przysporzył sobie rzesze fanów - ciężar, "drącego się", przesterowanego Moreno i ten bardzo łatwy do zidentyfikowania "deftonesowy" klimat. Jest dobrze, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że to dopiero początek, bo "Ohms" ma słuchaczowi do zaoferowania zdecydowanie więcej.
Bardzo ciężkim, metalowym riffem i perkusją atakuje na początku "Urantia", rozpalając nadzieje na powrót do czasów "Adrenaline". Nic bardziej mylnego. Lekko po dwudziestu sekundach trwania zespół daje słuchaczowi wyraźnego pstryczka w nos - "Urantia" wyraźnie zwalnia i spuszcza z tonu. Na szczęście po chwili ciężar wraca, ale raczej w drugorzędnej roli. Całość przykuwa uwagę. "Error" rozpoczyna prawdziwą serię świetnych utworów ułożonych na trackliście. Przykuwa uwagę głównie bardzo charakterystycznym refrenem, który bardzo szybko wpada w ucho. Tuż po nim otrzymujemy pierwsze danie główne w postaci "The Spell Of Mathematics". Nie rozwodząc się zbytnio, jest to jeden z najciekawszych utworów stworzonych przez Deftones w tym millenium. "Pompeji" to bardzo udana zabawa nastrojami przypominająca jazdę kolejką górską w parku rozrywki. Poza wieloma nagłymi zmianami klimatu utwór zaskakuje również wyjątkowo długim, instrumentalnym, ambientowym zakończeniem. Nie przypominam sobie zastosowania podobnego zabiegu we wcześniejszej twórczości zespołu. "Pompeji" przechodzi płynnie w "This Link Is Dead" czyli tak naprawdę drugie danie główne, cofające słuchacza w czasie o ponad dwadzieścia lat. Nie ma co ukrywać - pierwsze skojarzenie to "Around The Fur". Ekipa z Sacramento dawno nie grała w ten sposób i nie robiła tego tak dobrze. Po dwóch obfitych daniach zespół serwuje jeszcze pyszny deser w postaci "Radiant City". Tutaj również jest ciężko, dynamicznie i przebojowo. Podobnie jest w przypadku "Ceremony".
Zatem jaki jest "Ohms"? W zasadzie można rzec krótko - wyjątkowo udany. Zespół zrezygnował z eksperymentów i łagodzenia brzmienia na rzecz sprawdzonych patentów. Patenty te ubrał w bardzo chwytliwe, przebojowe utwory, dzięki czemu "Ohms" słucha się wyjątkowo dobrze. Co więcej, po upływie tych 46 minut czuć lekki niedosyt. Chciałoby się więcej. Fanom zespołu pozostaje tylko liczyć na to, że na następcę albumu będziemy czekać krócej niż 4 lata. W tym stuleciu zespół z Sacramento wydał 6 albumów. Bez wątpienia "Ohms" łapie się do topowej trójki w tym okresie. Moim zdaniem na podium załapałyby się też "Diamond Eyes" i "Koi No Yokan". W tym momencie nie jestem w stanie ustalić kolejności na stopniach. Może uda mi się to za kilka miesięcy, gdy minie pierwszy zachwyt nowym albumem? Nie mam natomiast wątpliwości, że "Ohms" jest jednym z najciekawszych wydawnictw tego roku.
Artysta: Deftones
Tytuł: Ohms
Wytwórnia: Reprise
Rok wydania: 2020
Gatunek: Metal, Alternative
Czas trwania: 46:17
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
Komentarze