Alameda Duo - The Luminous Guitar Craft of Alameda Duo
- Kategoria: Inne
- Paweł Kłodnicki
Alameda to z pewnością jeden z najciekawszych polskich projektów muzycznych ostatnich lat. A także jeden z bardziej wszechstronnych. Na każdym ze swoich dotychczasowych albumów grał nieco inną muzykę, głównie ze względu na wciąż zmieniającą się konfigurację personalną. Stąd różne numery przy nazwie grupy na poszczególnych wydawnictwach - jest to wskazówka odnośnie liczby muzyków grających na danym albumie, na przykład Alameda 5 oznacza, że było ich pięciu. Recenzja ostatniego albumu "Czarna Woda" pojawiła się już na naszej stronie, jednak rok wcześniej zespół nagrał równie interesujący materiał. Co ciekawe, jest on sygnowany nazwą Alameda Duo, co sugeruje, że pracowały nad nim tylko dwie osoby. Są to Jakub Ziołek i Mikołaj Zieliński - liderzy zespołu, którzy grali na wszystkich jego albumach. Rzecz jasna, w dwójkę trudno jest osiągnąć niewymuszenie bogate, przytłaczające brzmienie, znane z poprzedzającego ten album "Ducha Tornada" (szyld Alameda 5 mówi sam za siebie). Na szczęście, muzycy nie próbowali tego robić. W zamian otrzymaliśmy połączenie brzmień akustycznych i delikatnej elektroniki, sporo czerpiące z muzyki starogreckiej i amerykańskiego prymitywizmu.
Jest to też dzieło znacznie krótsze i mniej przepchane od poprzednika. "The Luminous Guitar Craft of Alameda Duo" to tylko cztery utwory, dwa długie, mocno hipnotyzujące i dwa krótkie, bardziej piosenkowe. Chwali się ułożenie tracklisty - zwarte piosenki znalazły się w środku, jeden kolos pięknie rozpoczyna album, powoli budując nastrój, zaś drugi kończy go w nie mniej wspaniałym stylu. Największe wrażenie zrobiły na mnie właśnie rozbudowane "The Silver Chant of Ate" i "The Grand Mixolydian Cunt Slip", oparte przede wszystkim na misternych wiązankach gitar akustycznych (Ziołek gra na gitarze 6-strunowej, a Zieliński na 12-strunowej) o bardzo sielskim, jesiennym klimacie. Uwagę od razu zwraca świetna akustyka (album był nagrywany w kościele). Wprawdzie sam mastering jest trochę za głośny, ale wrażenie dźwięku idealnie rozchodzącego się w dużej przestrzeni w pełni to wynagradza. Obie kompozycje są w zasadzie do siebie podobne, różnią się głównie smaczkami - w pierwszej z nich pojawia się bardzo fajna, choć trwająca zbyt krótko, partia perkusjonaliów, zaś w drugim subtelne tło grane na melotronie. Idealnie pasuje tu śpiew Ziołka, dysponującego przyjemną, ciepłą, specyficzną barwą głosu, a także sporymi umiejętnościami wokalnymi. Mimo tak niewielu różnic oba utwory są po prostu urzekające i trudno wskazać lepszy. Jednak osobiście wybrałbym "The Grand Mixolydian Cunt Slip", w którym partie gitarowe są zdecydowanie najciekawsze, zaś wokalista śpiewa chyba w najbardziej ujmujący i chwytliwy sposób, na jaki go stać. W "The Silver Chant of Ate" przeszkadzały mi też występujące kilkukrotnie zbyt wyraźne przerwy. Słychać niestety, że to mieszanka paru utworów, nie do końca udanie połączonych w całość (mimo wszystko odradzam skróconą, 6-minutową wersję, która nie jest w stanie odpowiednio wybrzmieć). Co nie umniejsza temu, że to najwspanialszy początek tego typu longplaya, jaki można sobie wyobrazić.
Króciutki środek albumu, mimo identycznego brzmienia, ma już nieco odmienny charakter. "Laurel" to po prostu zgrabna piosenka, jednak nie żaden popowy banał, ale folkowa ballada z przepiękną melodią i subtelną elektroniką, której urokowi mógłby się chyba oprzeć tylko ktoś pozbawiony słuchu. W tym utworze okazuje się, że słowo "Duo" jest trochę mylące - wokalnie udziela się tu Joanna Bielawska (cudowny, anielski głos), natomiast field recordings (czyli odgłosy natury, głównie zwierząt i roślin) to sprawka Jaśminy Polak. "Ming & Days of Yore" jest natomiast najbardziej "staro" brzmiącym utworem, słychać tu między innymi cytrę czy buzuki (instrument azjatyckiego pochodzenia, przypominający powiększoną mandolinę, używany w muzyce greckiej i celtyckiej). Uwielbiam brzmienie takich przeróżnych egzotycznych instrumentów, dlatego skłonny jestem darować wyraźnie słabszą melodię, niewyróżniającą się na tle pozostałych utworów. Troszkę niepotrzebna była też poetycka recytacja Ziołka, choć to świetny smaczek dla naszych rodaków - wokalista mówi tu po polsku, podczas gdy resztę tekstów śpiewa w języku angielskim.
"Alameda Duo" to nie tylko ciekawy album, z pewnością wywołujący u wielu Polaków dumę z naszego muzycznego podziemia, ale też najbardziej osobliwy i przystępny efekt pracy tego projektu. Nikt, kto szuka porządnej muzyki powstającej wewnątrz naszych granic, nie powinien go pominąć w swoich poszukiwaniach. Zwłaszcza gdy jest jednocześnie fanem melodyjnego folku w nieco egzotycznym wydaniu.
Artysta: Alameda Duo
Tytuł: The Luminous Guitar Craft of Alameda Duo
Wytwórnia: Instant Classic
Rok wydania: 2017
Gatunek: Folk
Czas trwania: 44:48
Ocena muzyki
Nagroda
Komentarze